wtorek, 19 listopada 2013

Rozdział 11

Gdy cie nie ma obok, moje serce ledwo bije
twój dotyk sprawia, że na nowo żyje.
Wciąż pragnę cie czuć i tobą oddychać, bo jesteś esencją mojego życia.

To kim chciałabym być, a to kim jestem teraz to dwie różne osoby. To życie zadecydowało za mnie. Minął dopiero tydzień. Tydzień, w którym żyłam nienawiścią, cierpieniem, próbą przetrwania. Lucas przez ten czas odezwał się tylko raz. Dzień po pogrzebie. Zadzwonił do mnie i spytał, jak się czuje. Nie mówił nic o sobie, a po dwóch minutach się rozłączył. Miałam dziwne wrażenie, że już na zawsze. Co dzień miałam ochotę płakać, ale udawałam twardą. Starłam się nie rozklejać przed Emmą czy Kylem. Mieszkałam z przyjaciółką, ale to była kwestia czasu kiedy się od niej wyniosę. Nie chciałam być dla niej jakimkolwiek ciężarem. Już wystarczająco obarczyłam ją wiedzą o wampirach. Czułam się tego wszystkiego winna, a szczególnie śmierci mamy. To nie ja ją zabiłam, ale czułam się tak jakbym przyczyniła się do jej śmierci. Nie chciałam odwlekać w czasie treningów z Kylem, ale najpierw musiałam się pozbierać. Dziś nadszedł dzień, w którym miałam pierwszy raz stanąć do walki... Udawanej, ale jednak. Przemyłam twarz zimną wodą chcąc się rozbudzić. Spojrzałam w lustro z niesmakiem. Coś się we mnie zmieniło. Nie tylko wewnętrznie. Moje oczy już nie były spokojne tylko wojownicze. Nie przerażał mnie ten widok. Pogodziłam się już z tym, że już nie jestem tą Leą co kiedyś. Zamrugałam kilka razy i wzięłam głęboki oddech.
-Dasz radę. - Szepnęłam do siebie i opuściłam łazienkę. W sypialni Emmy, którą teraz ze mną dzieliła na łóżku siedziała jej mama. Nucąc pod nosem składała ciuchy w idealną kosteczkę.
-Witaj Lea. - Przywitała się z uśmiechem.
-Dzień dobry.
-To są twoje walizki? - Spytała zerkając na mnie z lekkim zainteresowaniem.
-Tak. Mama wróciła już z wakacji - Skłamałam z udawanym entuzjazmem.
-Och jaka szkoda. Świetnie nam się z tobą mieszkało.
-Dziękuję, ale chyba trochę nadużyłam gościnność.
-Nie pleć takich bzdur dziecko! - Zaśmiałam się szczerze i sięgnęłam po płaszcz wiszący na krześle.
-Będę się już zbierać. Proszę przekazać Emmie, że niedługo zadzwonię.
-Oczywiście - Wstała i mocno mnie uściskała - Pozdrów mamę - Coś ścisnęło mnie w gardle uniemożliwiając odpowiedź. Skinęłam tylko głową, złapałam walizki i wyszłam szybkim krokiem. Bałam się przekroczyć próg naszego mieszkania. Nie wiedziałam co tam mnie spotka. Czy Lucas posprzątał? A może na podłodze nadal jest wielka plama po krwi i brudna przeklęta zielona kanapa, której nienawidziłam? Zimne powietrze zapiekło mnie w policzki. Pogoda ostatnio drastycznie się pogorszyła, jakby natura w ten sposób chciała pokazać, że też cierpi. Schowałam dłonie do kieszeni i ruszyłam szybkim krokiem przed siebie, chcąc jak najszybciej ukryć się w cieple. Idąc ulicami czułam się niewidzialna, jakbym była duchem. Ból i cierpienie sprawiło, że zaczęłam znikać, topiąc się w jego otchłani. Ludzie, którzy kiedykolwiek zaznali takiej straty wiedzą o czym mówię. Śmierć nie jest łatwa dla nikogo, szczególnie kogoś tak młodego jak ja. Nie chciałam by ktoś mi współczuł, nie chciałam się nad sobą użalać, ale to chyba było niemożliwe. Wchodząc po schodach starej kamienicy na ostatnie piętro czułam się nie pewnie. Oddech ugrzązł mi w gardle, gdy złapałam za klamkę, która lekko ustąpiła pod moim naciskiem. Weszłam do środka cicho uwalniając powietrze z moich płuc. W mieszkaniu panowała sterylna czystość. Zaciskając zęby szłam, rozglądając się dookoła. W salonie zielona kanapa została zastąpiona dwoma czarnymi fotelami. Ani śladu po morderstwie, które zaszło tu kilka dni temu.W starej sypialni mamy usłyszałam głuchy huk. Z mocno bijącym sercem chwyciłam nóż leżący na stole w kuchni i  zakradłam się w tamtą stronę. Uchyliłam drzwi i zamarłam ze zdziwienia.
-Lucas? - Wyszeptałam do stojącego do mnie plecami mężczyzny. Czarnowłosy odwrócił się w moją stronę z kamienną twarzą.
-Lea co ty tu robisz? - Nie odpowiedziałam. Rzuciłam się mu na szyje i mocno go uściskałam.
-Myślałam, że... - Ucięłam widząc jego smutne spojrzenie.
-Że się zabiłem? - Oblałam się rumieńcem, kiwając głową. - Kochałem twoją mamę, nadal ją kocham, ale myślę, że nie chciała bym mojej śmierci.
-Ja tez jej nie chce.
-Miło to słyszeć z twoich ust. - Odsunęłam się od niego na wyciągnięcie ręki i spojrzałam na zasłane łóżko, na którym leżała staromodna walizka.
-Wyprowadzasz się?
-Wyjeżdżam.
-Gdzie? - Spytałam marszcząc brwi.
-Do Paryża. Tam się urodziłem.
-Musisz?
-Wiem, że powinien ci pomóc, ale muszę na jakiś czas uwolnić się od tego miejsca.
-Zamierzasz kiedyś wrócić? - Spytała z nadzieją. Przełknął głośno ślinę, a ja już znałam odpowiedź. Wyczytałam ją z jego oczu. -  Czy jak to się skończy będę mogła do ciebie przyjechać? - Na jego twarzy malowało się zdziwienie.
-Chciałabyś tego?
-W sumie zostałeś mi tylko ty. Jesteś dla mnie, jak ojciec.
-Boże Lea - Porwał mnie w ramiona - Dziecko jedź ze mną teraz.
-Wiesz, że nie moge. Muszą zapłacić za to co zrobili. - Westchnął ciężko.
-Ona nie jest wampirem. Nie wiem czym jest. Nie chce by zabiła i ciebie.
-Nie pozwolę jej na to.
-Jesteś taka do niej podobna.
-Chciałabym być choć w połowie taka jak ona.
-Jesteś. Uwierz mi - Pocałował mnie w czoło - Wybacz mi, że cie zostawiam. - Nie chciałam tego, ale łzy zapiekły mnie w oczy.
-Rozumiem tylko co teraz będzie się ze mną działo? Zostałam osierocona, a nie jestem pełnoletnia - Uśmiechnął się łobuzersko.
-Może nie powinien tego robić, ale chciałem ci to wszystko jakoś ułatwić - Puścił mnie i podniósł z szafki nocnej dwie białe koperty, które mi podał. Z zaciekawienie otworzyłam jedną z nich i prawie upadła ze zdziwienia.
-Akt zgonu? Mój akt zgonu? - Mój głos drżał.
-Pomyślałem, że jak zacznie jako inna osoba będzie ci łatwiej - Widząc swoją datę śmierci na papierze wypisaną małymi czarnymi literami zrobiło mi się niedobrze. Trzęsąca się dłonią wyciągnęłam z koperty także dowód osobisty - Od dziś możesz być Leą Wild pochodzącą z Teksasu - Wytrzeszczyłam na niego oczy.
-Jak to zrobiłeś?
-Mam małe znajomości.
-Dziękuję - Pogłaskał mnie po policzku, ocierając tym samym łzy. Może życie jako ktoś inny będzie trochę łatwiejsze?

***

-Jak bieganie może pomóc mi zabić wampira? - Spytałam Kyla dysząc, cała zlana potem.
-Najpierw musisz się wzmocnić - Powiedział srogo, z twarzą ściągniętą niedozwoleniem. Wiedziałam, że nie chce mnie trenować. Nie chciał bym walczyła z wampirami, nie rozumiał jakie to dla mnie ważne, ale starał się wykazywać cierpliwością.
-Uważasz, że jestem słaba? - Wywrócił oczami.
-Nie, uważam, że musisz poćwiczyć swoją wytrzymałość - Wzniosłam oczy do nieba. Ja i tak wiedziałam swoje.
-Nie możesz w nieskończoność odciągać moment, w którym wezmę do reki kołek.
-Nie robię tego. Chce cie przygotować tak byś nie zginęła Lea, bo tego sobie nie wybaczę - Zagryzłam policzek, starają się ukryć irytacje.
- Mów sobie co chcesz - Wypaliłam i zaczęłam znów biec. Nie potrzebował wiele czasu by mnie dogonić, był o wiele szybszy.
-Gdzie będziesz teraz mieszkać? - Lekko zmienił temat.
-Nie wiem. Lucas zostawił mi niezłą sumkę pieniędzy. Może coś wynajmę? - Spojrzałam na niego wściekła, że mu nie sprawia to tyle wysiłku co mi.
-Może chcesz pomieszkać u mnie? - Potknęłam się o swoje nogi i runęłam na ziemie. Kyle zatrzymał się szybko i kucnął obok mnie - Nic ci nie jest? - Zapytał zatroskany. Podniosłam się do góry otrzepując spodnie z piasku.
-Uważasz, że to dobry pomysł? - Tak naprawdę nie to pytanie chciałam zadać. 
-Nie wiem, ale może warto spróbować? - Prychnęłam.
-Kim w ogóle dla siebie jesteśmy?


I tak po dosyć długiej przerwie powracam. Mam nadzieje, że ktoś jeszcze czyta Fatum, jeżeli nie... Mówisz się trudno może kiedyś ktoś zechcę zagłębić się w tej historii. :)

poniedziałek, 30 września 2013

Zawieszony

Nie zakańczam tego bloga ani nie porzucam, jedynie na jakiś czas go zawieszam. Nie wiem na ile, ale gdy nawiedzi mnie tylko wena dodam nowy rozdział :) Przepraszam i pozdrawiam, mam nadzieję, że będziecie cierpliwi :)

sobota, 3 sierpnia 2013

Rozdział 10

Śmierć jest bliska nam wszystkim. 
Tak bliska, jak dotyk, jak śmiech, jak łzy.
Serce bije.
W bicia jego rytm tańczy śmierć.
Ciągle czai się.
W ciąż obecna jest.
Ty dobrze o tym wiesz.


Zdyszana wygrzebałam klucz z kieszeni, ale okazało się, że drzwi są otwarte. Już na progu widniała wielka kałuża krwi. Z mocno bijącym sercem, ominęłam ją i weszłam do salonu. Z ust wyrwał mi się jęk rozpaczy, gdy dostrzegłam mamę. Blada, z zamkniętymi oczami, umazana krwią leżała na tej pieprzonej zielonej kanapie, a obok niej klęczał Lucas.
-Mówiłem ci żebyś nie przychodziła - Szepnął załamanym głosem. Na słabych nogach podeszłam bliżej i kucnęłam obok niego. Chwyciłam jej nadgarstek, ale tak naprawdę już wiedziałam. Jej klatka już się nie unosiła, jej serce przestało bić. Po policzkach spłynęły mi łzy.
-I co byśmy powiedział? Że odeszła? Nie jestem głupia Lucas. Już o wszystkim wiem. Zabił ją wampir prawda? - Kiwnął głową - Dlaczego?! - Wrzasnęłam - Dlaczego mi kurwa nic nie powiedzieliście?! Chyba miałam prawo wiedzieć!
-Mama chciała cie chronić.
-Gówno prawda. Bała się, że pójdę w jej ślady, że będę miała coś co ona już straciła. 
-Przestań! - Krzyknął, zrywając się na równe nogi. - Jesteś małą gówniarą i nic nie wiesz! Chciała dla ciebie dobrze, a ty śmiesz tak o niej mówić? Twoja matka nie żyje dociera to do ciebie?! - Poderwałam się do góry, patrząc mu prosto w oczy.
-Dlaczego ją zabili? Kto to zrobił? - Spytałam oschłym tonem.
-Zemsta - Powiedział cicho. Jego szczęka drżała, a w oczach czaiły się łzy.  Podeszłam i go przytuliłam.
-Tak mi przykro - Szepnęłam, jakby to nie dotyczyło mnie. Wyłączyłam wszelkie emocje.
-Lea... Boże ona nie żyje - Podniosłam głowę i kciukiem otarłam jego łzy. Pocałowałam go w policzek, a potem ruszyłam w stronę drzwi.
-Musze stąd wyjść.
-Lea, zaczekaj...
-Nie. Lucas muszę zostać sama... Zajmij się nią - Zatrzasnęłam za sobą drzwi i wybiegłam na zewnątrz. Nabrałam zimnego powietrza do płuc. Spojrzałam w niebo, które zasłaniały ciemne, burzowe chmury. Zaczęło grzmieć, a po chwili spadł deszcz, a ja wciąż stałam. Jak słup soli. Zabili mi matkę, a ja nie wiedziałam kto to zrobił ani w jaki sposób mam ukarać ich za tą zbrodnie. Nie czułam smutku tylko gniew. Tak obezwładniający, że miałam ochotę coś rozwalić. Wypadło na ścianę naszej kamienicy. Pięścią przywaliłam w nią z wrzaskiem rozpaczy, której tak naprawdę jeszcze nie czułam. Moją rękę przebiegł bolesny dreszcz, a w ścianie widniało wgniecenie. Nawet nie wiedziałam, że mam tyle siły. Spojrzałam na swoją dłoń. Wszystkie cztery kostki były zdarte i kapała z nich krew, która mieszała się z deszczem. Obserwowałam krew z namysłem i uwagą, a we mnie narastało dziwne uczucie, którego nie potrafiła zdefiniować. Czułam się, jakby coś się we mnie obudziło. Coś co długo skrywało się głęboko na dnie mojej świadomości. Z tego dziwnego transu wyrwał mnie dzwonek mojej komórki. Wygrzebałam ją z kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz.
-Emmo nie mogę teraz rozmawiać - Powiedziałam an wstępie.
-Nie nie rozłączaj się. Przysięgam, że jak to zrobisz to ukręcę ci łeb - Wywróciłam oczami.
-O co chodzi? - Starałam brzmieć się naturalnie. Nie tak jakbym zobaczyła przed chwilą martwe ciało matki.
-Chciałam cie przeprosić... Naprawdę bardzo mi przykro. Nie zachowałam się, jak przyjaciółka, a raczej, jak zimna zdzira. Wybacz mi Lea. Proszę. Chce cie teraz wysłuchać i pomóc odkryć ci prawdę. Może masz racje. Może ona coś ukrywa, a Kyle o tym wie. Pomogę ci, tylko mi na to pozwól - Mocno zacisnęłam szczękę. Jak miałam jej o tym wszystkim powiedzieć? Jak?
-Emmo już wszystko wiem.
-Co? Naprawdę? I nic mi nie powiedziałaś? Co to było? Jaki sekret? Mów...
-Moja mama nie żyje - Wypaliłam by zamknąć jej buzię - Została zamordowana. Chciałabym ci powiedzieć przez kogo, ale nie uwierzysz mi - Po drugiej stronie słuchawki nastała cisza. - Przed chwilą widziałam jej ciało. Pokłóciłyśmy się i nawet nie zdążyłam się z nią pożegnać. Boże Emmo nawet jej nie przeprosiłam. Co ze mnie za córka - Łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Nie chciałam płakać chciałam być silna, ale obiecałam sobie, że to ostatni raz.
-Lea... Gdzie jesteś? Masz mi wszystko powiedzieć. Nie obiecuje, że uwierzę, ale chce wiedzieć.

***

Deszcz wciąż padał. Jakby też płakał. Płakał nad jej śmiercią. Ksiądz wypowiadał, jakieś słowa. Dla mnie nie zrozumiałe. Nie wierzyłam w boga. Jeżeli kiedyś była nadzieja bym odzyskała wiarę, uleciała wraz z jej śmiercią. Stałam wpatrując się w jej trumnę z ciemnego drewna ze złotymi wykończeniami. Na wieku leżał bukiet białych róż i list, który napisałam. Nie zdradzę wam jego treści. To list dla niej, tylko dla niej. Obok mnie stal Lucas. Nie rozmawialiśmy wiele. W sumie wcale, bo mieszkałam u Emmy. Powiedziałam mu wprost, że odchodzę i już nigdy tam nie wrócę. Kłamałam. Kiedyś znajdę odwagę, ale nie teraz. Za mną stała przyjaciółka, pocieszająco głaszcząc moje ramie. Nie czułam się przez to lepiej, ale czy to ważne? Uwierzyła mi. Z początku myślała, że zwariowałam, ale pokazałam jej kołek, zdjęcia. Przekonałam ją, że wampiry istnieją. Zaraz za Emmą, stał Kyle  w czarnym garniturze z pochyloną głową. Nie prosiłam, by przychodził. Nawet nie wiedziałam skąd wie, ale przecież to stróż. Wie więcej niż mi się wydaje.
-Niech Bóg ma ją w opiece - Ostatnie słowa księdza, wywołały we mnie ten sam gniew. Tak straszliwy, że ledwo się opanowałam. Lucas podszedł do grobu i sypnął na trumnę garstkę czarnej ziemi. Tak samo zrobiło kilka innych osób, których w ogóle nie znałam. Po chwili ludzie się rozproszyli. Została nas tylko marna garstka. Stałam i wpatrywałam się, jak ją zakopują. Nie uroniłam ani jednej łzy. Wiedziałam, że jest ze mnie dumna.
-Witaj - Podniosłam wzrok na stojącego przede mną blond włosego mężczyznę. Był może w wieku Lucasa, może odrobinie młodszy. Opierał się na dwóch kulach i uśmiechał smutno.
-Dzień dobry - Wyszeptałam.
-Jestem Alex. Brat twojego ojca.
-Lucas nie jest moim tatą - Powiedziałam, ale on tylko uśmiechnął się szerzej.
-Nie chodzi mi o Lucasa, tylko Kris'a.
-Och...
-Kiedy ostatni raz tu byłem chowali właśnie go - Powiedział ze smutkiem. - Cami... Była wspaniała. To takie przykre, że to ją spotkało.
-Tak to prawda.
-Zawsze chciałem cie poznać wiesz? Ale Cami powiedziała, że odcina się od przeszłości, a ja nie miałem odwagi, by jej w tym przeszkodzić. Żałuje, że to tak się potoczyło - Kiwnęłam głową w zamyśleniu.
-Czy będe mogła ci kiedyś zająć chwilę? Chciałabym porozmawiać o tacie. Dowiedzieć się jaki był.
-Oczywiście. Zadzwoń albo napisz, a ja przyjadę - Mocno mnie przytulił - Lea i pamiętaj nie daj się zabić. Zemsta nie zawsze popłaca - Szepnął mi do ucha i odszedł. Przez chwilę patrzyłam w ślad za nim, a potem odwróciłam się w stronę Kyla. Patrzył na mnie uważnie, nieprzeniknionym wzrokiem. Podeszłam do niego i stanęłam na wyciągnięcie reki. Tamten pocałunek znaczył wiele, ale teraz nie chciałam... Nie chciałam by cokolwiek mi przeszkodziło.
-Musimy pogadać - Zaczęłam.
-W porządku. Teraz? 
-Poczekasz na mnie pięć minut?
-Jasne - Nic więcej nie mówiąc oddaliłam się w stronę grobu. Stanęłam i spojrzałam na jej zdjęcie. Była piękna. Uderzyło mnie wrażenie, że to ostatni raz kiedy tu jestem.
-Kocham cie mamo - Szepnęłam - Przepraszam. Tak bardzo cie przepraszam. Nie chciałam wiesz o tym. Żałuje, że nie mogłam powiedzieć ci tego prosto w oczy. Chce byś wiedziała, że nie zostawię tak tego. Osierocili mnie. Nie mam już nikogo i zapłacą mi za to. Nie robię tego tylko dla ciebie, ale także dla siebie, więc jeżeli umrę nie win się - Pogłaskałam kciukiem jej zdjęcie.
-Ona też mściła się za swoich rodziców - Usłyszałam za sobą głos Lucasa.
-Jak to?
- Zabiłem ich, gdy była jeszcze dzieckiem. Przyrzekła sobie, że ona zabije także mnie.
-Chcesz mi powiedzieć, że byłeś wampirem.
-Tak - Powiedział cicho.
-Ale jak? Jakim cudem?
-To przeznaczenie Lea. Każdemu wampirowi przydzielony jest człowiek, który dzięki swojej miłości przywróci mu człowieczeństwo. Twoja mama była moim przeznaczeniem. Lea kocham cie, jak własną córkę, ale nie jestem twoim ojcem. Nie chce by stała ci się krzywda, ale jesteś jak ona. Nie poddasz się. Chce byś wiedziała, że to nie jest zwykły wampir, ale ty także nie jesteś zwykłą nastolatką. Nie powstrzymam cie, nie zamierzam. Może tchórze, ale nie zdołam wiele. Usuwam się w cień. Nie wiem czy długo bez niej wytrwam, ale jeżeli tylko czegoś będziesz potrzebowała możesz przyjść do mnie. Nie mam już nadnaturalnych sił, ale może się przydam. Kocham cie - To brzmiało jak pożegnanie. Nie to było pożegnaniem. - Odchodzę. Mieszkanie jet twoje. Jak będziesz mnie potrzebować odnajdziesz mnie - Wiedziałam, że nie. Odchodzi, ale nie tylko stąd. Odchodzi na zawsze. Miłość zapędza ludzi do grobu.
-Lucas...
-Nie Lea. Wiem co robię - Podszedł do mnie i pocałował w czoło - Jesteś dzielna i dasz sobie radę. Kiedyś się na pewno jeszcze zobaczymy - Okłamywał samego siebie. Nie miałam pretensji o to co chciał zrobić.
-Będę tęsknić - Wyszeptałam. Przytulił mnie mocno, potem spojrzał na grób i odszedł ze łzami w oczach. Pożegnania to część życia, ale były cholernie trudne. Jeszcze raz zerknęłam na zdjęcie i wróciłam do Kyla. Emma stała tuż koło niego.
-Będę na ciebie czekać w domu - Powiedziała, klepiąc mnie po ramieniu. - Będę czekać pamiętaj - Kiwnęłam głową, a ona zostawiła nas samych. Przez długi czas szliśmy w milczeniu w słuchani w deszcz i szum wiatru. Mokre włosy przylepiły mi się do twarzy, ale nie zważałam na to. Liczyło się tylko to, co miałam powiedzieć.
-Mam prośbę - Zaczęłam, gdy weszliśmy do parku gdzie pierwszy raz się do mnie odezwał.
-Tak? - Zatrzymał się i spojrzał na mnie.
-Musisz nauczyć mnie polować na wampiry - Spuścił głowę, przeczesując włosy.
-Lea chcesz bym pozwolił ci ryzykować życiem?
-Oni zabili moją mamę Kyle. Teraz ja chce zabić ich. Proszę cie o pomoc, bo wiem, że możesz mnie tego nauczyć, ale jeżeli odmówisz... Znajdę inny sposób - Zaśmiał się cierpko.
-Nie chce by cie się stała krzywda.
-To naucz mnie tak walczyć, by mnie nawet nie tknęli - Chwycił mój podbródek i spojrzał mi głęboko w oczy.
-Jeżeli cie tkną sam ich pozabijam - Powiedział i pocałował mnie w usta. Pocałunek, który niósł lepsze jutro.


Hej.:) Mam nadzieje, że jeszcze mnie czytacie. Dotarliśmy do punktu gdzie akcja dopiero się rozpoczyna. Opowiadanie będzie nawiązywało do poprzedniej części. To tak jakbyśmy cofnęli się przeszłości i obserwowali Cami i Chrisa w trochę innym wydaniu. Mam nadzieję, że to wam się spodoba.
Chyba w każdej części fatum musi znaleźć się pogrzeb. To chyba nie od łączna część tego opowiadania. Śmierć. Rozdział pisało się trudno. Nie z powodu braku weny, ale musiałam pożegnać kolejnego bohatera. Ten kto kiedykolwiek pisał opowiadanie, w którym ktoś umiera wie co czuje teraz. Pisząc utożsamiamy się z bohaterami, jak któryś umiera, umiera także cząstka nas.

Zachęcam także do czytania innych moich opowiadań. Nie wszystkie są o wampirach :)
Pozdrawiam i życzę miłego czytania :)

poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział 9

Przeszłość powraca i zawraca. 
Nie uwolnisz się do grzechów i wspomnień.
Zgnębią cie one. Rany otwarte pozostawią, sypiąc na nie sól łkać będziesz w ciemnościach.

Nie odepchnął mnie, tak jak się spodziewałam. Przyciągnął bliżej siebie, tak że między naszymi ciałami nie było nawet milimetra wolnej przestrzeni. Jego usta były miękkie i wilgotne. Czułam się... Niesamowicie. Jak nigdy dotąd. Nie był to mój pierwszy pocałunek, choć mógłby nim być. Wsunęłam palce w jego ciemne włosy, przeczesując je. Jakbym dotykała jedwabiu. Co ten chłopak miał w sobie, że sprawiał wrażenie idealnego? Diament bez najmniejszej skazy.  Tak, to było najlepsze określenie. Jego dłonie powędrowały pod moją koszulkę. Jedyną rzecz, która na sobie miałam. Odsunęłam się od niego. Może na centymetr, ale sprawiło to, że chciałam znów do niego przylgnąć.
-E,e - Pokręciłam głową, chwytając go za nadgarstki.
-Nienawidzę cie - Powiedział, przykładając swoje czoło do mojego. Uśmiechnęłam się szeroko. Nigdy nie słyszałam bardziej fałszywego zdania.
-Muszę wrócić do domu - Pokiwał głową.
-Ale obiecaj, że nic jej nie powiesz.
-Nie mogę ci tego obiecać.
-Lea...
-Daj już spokój. Zorbie to co uznam za słuszne - Westchnął ciężko i odsunął się na wyciągnięcie ręki.
-Dobrze, ale nie mów jej o mnie. O tym kim jestem - Uśmiechnęłam się.
-Muszę się ubrać - Kącik jego ust powędrował lekko do góry. Odwrócił się i wyszedł, delikatnie zamykając za sobą drzwi. Kucnęłam i podniosłam z podłogi swój telefon, który wypadł mi wcześniej z ręki. Spojrzałam na wyświetlacz, a oddech ugrzązł mi w gardle. Równe pięćdziesiąt nieodebranych połączeń.
-O mój boże... - Szepnęłam sama do siebie, wybierając numer mamy. Odebrała po trzecim sygnale.
-Lea nie wracaj do domu - W słuchawce usłyszałam głos Lucasa.
-Co? Dlaczego? Co się stało?
-Raz w życiu mnie posłuchaj i nie wracaj - Mówił dziwnie. Jakby przez łzy?
-Słuchałam cie już wcześniej, ale tym razem nie zamierza. Będę z powrotem za pół godziny.
-Lea nie waż się...
-Do zobaczenia - Wcisnęłam czerwoną słuchawkę z bardzo, bardzo złym przeczuciem. Szybko się ubrałam i wpadłam do salonu, gdzie Kyle nadal stał przy kuchence, klnąc pod nosem.
-Muszę już iść - Powiedziałam pośpiesznie, ruszając w stronę drzwi.
-Co się stało? - Spojrzał na mnie zaniepokojony.
-Zadzwonię potem...
-Nie masz mojego numeru - Nie odpowiedziałam tylko szybko zatrzasnęłam za sobą drzwi. Zbiegłam po schodach i wypadłam na zewnątrz z galopującym sercem. Wiedziałam, że stało się coś okropnego. Coś co zdarzyć nigdy się nie powinno.

Rozległo się pukanie do drzwi. Cami z ciężkim westchnieniem podniosła się z łóżka i włożyła pośpiesznie koszulkę Lucasa, który spał. Nie mogła sobie wybaczyć, że pozwoliła na to wszystko. Zawsze panowała nad emocjami. A teraz? Co się z nią działo? Chyba nie mogę pogodzić się ze swoim życiem - Pomyślała.- Ale sama do tego doprowadziłam - Zadręczała się przekręcając klucz w zamku. Uchyliła drzwi, za którymi ukazała jej się twarz brązowowłosej kobiety. Coś nie pasowało w jej wyglądzie, dopiero po sekundzie zdała sobie sprawę, że dziewczyna nie ma źrenic. Jej oczy były białe, jakby schowane za mgłą. Nieznajoma pchnęła drzwi i dźgnęła Camil srebrnym sztyletem.
-To za naszych braci - Warknęła i wtargnęła do środka. Łowczyni z cichym krzykiem osunęła się na ziemie, trzymając w dłoniach sztylet, który wciąż tkwił w jej brzuchu. Lucas szybko otworzył oczy. Coś było nie tak. Zerwał się na równe nogi i szybko wskoczył w spodnie leżące obok. Usłyszał hałas dochodzący z salonu. Podbiegł do szafy i wyciągnął z niej kołek. Jedyną broń, którą zachowała Cami. Szybkim krokiem opuścił sypialnie. Na podłodze przed drzwiami leżała jego ukochana w kałuży krwi, w kuchni stała brązowowłosa kobieta uśmiechając się szyderczo, a za nią dwóch mocno zbudowanych mężczyzn.
-Witaj Lucasie - Znał tą twarz. Niewinna niewiasta w jego ramionach, błagająca o życie.
-Luna - Szepnął.
-Nie ma jak to spotkanie po latach, nie sądzisz?
-Przecież on cie zabił - Powiedział z wyrzutem.
-Och, pamiętam jaki byłeś wtedy niezadowolony, ale muszę cie zmartwić. Nie zabił mnie.
-Jak? - Czarnowłosy nie mógł pozbierać myśli, tym bardziej, że Cami umierała. Wiedział to, czuł, jak uchodzi z niej życie. Z każdą sekundą coraz szybciej.
-Myślałeś, że był głupi? Że nie zabezpieczy się? Wiedział, że śmierć jest mu dosyć bliska i postanowił stworzyć mnie. Swoją tajną broń. Teraz ja rządzę w tym mieście. Powinieneś martwić się, że nie jesteś już wampirem - Podeszła do niego i schwytała jego twarz w dłonie. - Śmiertelność jest dla głupców - Szepnęła i pocałowała go, tak jak on ją wtedy. Mocno i namiętnie. - Zajmijcie się nim. Potem musimy znaleźć dziewczynę - Powiedziała i wyszła z wdziękiem nie zerkając za siebie. Dwaj mężczyźni spojrzeli po sobie. Dwa wampiry, którym Lucas musiał stawić czoło, rzuciły się w jego kierunku, a w jego głowie rozległ się głos Luny: ''Nie ma jak to spotkanie po latach, nie sądzisz?''.

środa, 10 lipca 2013

Rozdział 8

Otwórz oczy, spójrz na świat.
Nie pozwól, by prawda ugrzęzła w snach.

Otworzyłam sennie oczy, przytulając się do miękkiej poduszki. Z kuchni dobiegała mnie cicha muzyka i nieregularne kroki. Spojrzałam na komórkę leżącą na szafce nocnej, stającej obok łóżka. Była wyłączona. Nie przypominam sobie bym ją wyłączała. Marszcząc brwi odkopałam się spod kołdry i przeciągnęłam się rozkosznie, ziewając przy tym. Wstałam, a pod nagimi stopami poczułam chłodną drewnianą podłogę.
Wczorajsze wspomnienia uderzyły we mnie niczym piorun. Zmącone obrazy i uczucia. Słowa Kyla: Twoja mama była jednym z najlepszych łowców. Usiadłam z powrotem na łóżku. Nie, opadłam na nie z braku sił. Próbowałam uspokoić oddech. Jak mogłam być taka spokojna wczoraj. Przecież to niemożliwe! - Pomyślałam, a wtedy przed oczami ukazała mi się twarz czarnowłosego chłopaka. On tak działał na mnie. Uspokajał mnie własną sobą. I kolejne wspomnie. Siedzimy u niego w salonie. Tak blisko siebie. Czułam jego ciepło, jego głęboki oddech. Pochyliłam się w jego stronę, ale on pokręcił głową i powiedział ze smutnymi oczami: ''Nie możemy''. Zalała mnie wtedy fala wściekłości. Nic więcej nie pamiętałam. To było wszystko. Nadmiar emocji mną targających, wykańczał mnie do reszty. Wstałam po raz kolejny. Tym razem podeszłam do drzwi i chwyciłam za klamkę, która ustąpiła pod moim naciskiem z cichym kliknięciem. Kyle stał przy kuchence mieszając coś w garnku. Nie miał na sobie koszulki, tylko spodnie dresowe nisko opuszczone na biodrach. Jego mięśnie robiły wrażenie. Miałam ochotę rysować ich kontury palcem po jego ciele. Oczywiście szybko wyrzuciłam to z głowy. Idąc w jego stronę potknęłam się o własne stopy i wylądowałam na tej przeklętej kanapie.
-To kara za zakradanie się - Zaśmiał się i odwrócił w moją stronę.
-Wcale się nie skradałam - Powiedziałam naburmuszona. Spojrzał prosto w moje oczy, ale szybko odwróciłam wzrok. Co on sobie myślał? Byłam taką idiotką chcąc go pocałować. Niech to szlag! - Prowadząc monolog w myślach wstałam i obciągnęłam koszulkę, która pożyczył mi jako piżamę.
-Wyłączyłem twój telefon. Nie chciałem, by twoja dobijająca się mama cie obudziła. - A więc to tak. - Kiwnęłam głową i westchnęłam ciężko.
-Chyba będę musiała do niej zadzwonić. - Uśmiechnął się do mnie ze współczuciem.
-Lepiej żebyś nie mówiła jej, że wszystko wiesz.
-Czemu? Chciałam jej zrobić awanturę. - Parsknął śmiechem, ale ja mówiłam serio.
-Dla jej własnego bezpieczeństwa. - Powiedział już poważnie.
-Co takiego może się jej stać? - Oblizał wargi i spojrzał na mnie spod przymrożonych powiek.
-Posłuchaj mnie. I tak już wiele ci powiedziałem. Nie mów jej i tyle.
-Okłamywała mnie przez całe życie, a ja nawet nie mogę jej tego wygarnąć!?
-Proszę. - Szepnął. Zacisnęłam usta w cienką kreskę patrząc na niego wyzywająco.
-Kim w ogóle jest Lucas? - To pytanie przyszło niespodziewanie. Nawet wcześniej o tym nie myślałam, ale zdawałam sobie sprawę, że i on coś kryje.
-Jeżeli ci powiem znienawidzisz go - Skrzyżowałam ręce na piersi.
-Mów - Zażądałam.
-Idź zadzwoń do mamy.
-Pieprzony gnojek! Myślisz, że się nie dowiem? - Wzniósł do góry brwi ze zdziwienia.
-Myślę, że nie.
-To źle myślisz - Warknęłam i wróciłam do sypialni. Chwyciłam za komórkę i ją włączyłam.
-Lea - Usłyszałam jego głos za plecami.
-Czego? Czego ode mnie chcesz? - Poczułam jego dłonie na tali. Nie odwróciłam się. Czekałam na jego krok.
-Nie rób nic głupiego.
-Już zrobiłam - Powiedziałam. Jego mięśnie napięły się w niemym pytaniu, a wtedy obróciłam się na pięcie i musnęłam jego usta. Byłam idiotką. Wiem.

***
-Zabije ją jak wróci! - Lucas spojrzał na rozwścieczoną Cami, która była na skraju wytrzymałości.
-Uspokój się - Powiedział łagodnym głosem, przygarniając ją do siebie.
-Czemu ona mi to robi? Chciałam dobrze. A jeżeli coś się jej stało? Już nie wiem co robić. - Była załamana.
-Nic jej nie jest. Zapewne  nocuje u Emmy.
-Nie. Dzwoniłam do niej. Są pokłócone. Co się dzieje z moją kruszynką? - Załkała cicho chowając twarz w ramieniu czarnowłosego. Pogłaskał ją po jej miękkich włosach, chcąc ją uspokoić. Oboje się zmienili. Czas ich zmienił. Nic nie można było na to poradzić. 
-Cami proszę - Szepnął słodko do jej ucha. - Nie myśl o najgorszym. Wiem, że się denerwujesz, ale wszystko będzie w porządku.
-Już sobie nie radzę - Powiedziała cicho - To mnie przerasta.
-Macierzyństwo? - Zaśmiała się krótko bez krzty humoru.
-Tęsknie za tym. Wiesz? Za wyładowaniem emocji na tych pieprzonych krwiopijcach - Mimo że nie był już jednym z nich te słowa i tak zabolały.
-Nie musiała z tego rezygnować.
-A jak sobie to wyobrażasz? Miałabym ją szkolić na łowce? Pozwolić jej na nocne wypady z kołkiem, martwiąc się czy jeszcze wróci?
-Cami kochanie to, że zamknęłaś ją w klatce też nic nie dało. Chce znać prawdę. Łatwiej byłoby, gdyby znała ją od początku - Odepchnęła chłopaka od siebie i spojrzała na niego oskarżycielsko.
-Nie chciałam dla niej takiego życia.
-Może powinnaś pozwolić jej wybrać? - Jej oczy zaszły mgłą smutku. Pokręciła głową i wybuchnęła płaczem. Osunęła się na kolana i schowała twarz w dłoniach. Czuła się tak rozdarta. Wiedziała, że popełniła błąd, ale może gdyby on tu był... Może było by inaczej. Lucas usiadł koło niej i mocno ją przytulił. Gdy ona płakała jego serce płakało razem z nią.


środa, 3 lipca 2013

Miłość

Jeden oddech, jedna łza. Tu w kałuży krwi upadły anioł łka. Na plecach wielkie, odwrócone, krwawe V. 
Odebrano mu skrzydła. Akt niesprawiedliwości.
 Zakochał się. 
Miłość to taka wielka zbrodnia.

Rozdział 7

Prawda, której uszy nie chcą słyszeć, ale serce się domaga.
Kłamstwo, które koi, ale duszy nie łata.
Chcesz żyć wolny, jak wiatr, ale zastanów się czego tak naprawdę ci brak.

Zastanowiłam się nad jego słowami. Czy tak naprawdę chciałam znać prawdę? Spojrzałam na niego wyzywająco.
-Tak. Chce wiedzieć wszystko. - Zacisnął zęby, jakby nie takiej odpowiedzi się spodziewał.
-Jestem stróżem. - Parsknęłam śmiechem.
-Aniołem stróżem? - Zażartowałam, ale on był poważny.
-Nie. Każdy łowca wampirów i jego potomstwo dostaje stróża. Nie wie o tym. Nie może. Prawo tego zabrania. - Otworzyłam usta, by coś powiedzieć, ale po chwili zrezygnowałam. - Twoja mama była jednym z najlepszych łowców, jej stróżem był Kris. Twój tata, który przy okazji też polował. Zdarza się to bardzo rzadko, ale jednak.  Camil jest wyjątkowa, bo jest w połowie wampirem. To stąd ten dziwny kolor oczu. Zabiła swojego ojca i dzięki temu zyskała władzę nad połową wampirów w Nowym Jorku i Paryżu. Zdobyła szacunek i uznanie, jakiego nawet nie ma starszyzna, ale wszystko oddała. Tylko po to, by uchronić cie od tego świata.  Popełniła błąd. - Moje myśli pędziły, jak opętane. Próbowałam to wszystko poukładać do kupy, ale nic nie chciało się uporządkować. Nic. Miałam wrażenie, że głowa mi zaraz eksploduje. - Popełniła błąd, bo ty nie jesteś zwykłym człowiekiem. Nie jesteś nawet kimś takim jak ona. Jesteś wyjątkowa.
-A co ciebie różni od zwykłego człowieka? - Wypaliłam, nagle wściekła.  Kącik jego ust uniósł się delikatnie do góry.
-Miałem wypadek i umarłem.
-Co proszę? Chcesz mi powiedzieć, że jesteś zombi i zjesz zaraz mój mózg.
-Moje zadanie, to chronić ciebie. Przywrócili mi życie za pomocą wampirzej krwi. Dzięki temu zyskałem parę nowych zdolności. - Odtworzyłam sobie w głowie co powiedział. Wszystko powoli i dokładnie, a potem spojrzałam na niego z przerażeniem.
-Powiedziałeś, że prawo tego zabrania, więc czemu mi powiedziałeś? - Przeczesał włosy palcami i zagryzł dolną wargę.
-Nie mogłem patrzeć jak się meczysz. Powinnaś znać prawdę.
-Jakie są tego konsekwencje? - Spytałam cicho.
-Mogą mnie od ciebie odsunąć, postawić przed sądem i spalić na stosie. - Widząc moją minę zaśmiał się cicho. - Dobra z tym ostatnim żartowałem, ale mogą pozbawić mnie, że tak powiem mojej pracy.  - Walnęła go w ramie i spuściłam głowę zawiedziona.
-Jak mogła mi nie powiedzieć? Ufałam jej, a ona całe życie mnie okłamywała. Nawet nie wiem kim jestem.
-Nie wymyślono dla ciebie określenia, ale jesteś potomkiem pół wampira i stróża. Zwariowana mieszanka.
-Dzięki. To było pocieszające. - Powiedziałam smutno.
-Przepraszam. - Położył rękę na mojej dłoni we współczującym geście. - Ale mi też nie było łatwo, gdy powiedzieli, że mam w sobie wampirzą krew.
-Co to był za wypadek? - Spytałam trochę ożywiona. Wolałam zboczyć na trochę inny temat.
-Lepiej o tym nie mówić. - Jego głoś stał się szorstki i odległy.
-Ale ja chce wiedzieć.
-Chyba powinnaś wracać do domu. - Wstałam i spojrzałam na niego z rezygnacją.
-Nie chce tam wracać. - Stanął obok mnie, na tyle blisko, że na skórze czułam jego oddech.
-Chcesz przenocować u mnie? - Głośno przełknęłam ślinę i przytaknęłam niepewnie. - Jedna noc. Potem wracasz do domu.
-Jedna noc. - Te słowa odbijały się echem w mojej głowie. - Tylko jedna.

***

Smród palącego ciała uderzył w jej nozdrza, ale nie odwróciła wzroku od palących się stosów. Było ich pięćdziesiąt i wszystkie płonęły żywym ogniem. Czy żałowała? Może odrobinkę, ale gdy poczuła ciepłe ręce na zaokrąglonym już brzuszku, żałować przestała. To miał być nowy początek dla całej ich trójki.
-To byli ostatni. - Usłyszała za sobą silny kobiecy głos. Odwróciła się twarzą do ciemnoskórej kobiety. Była w średnik wieku. Małe zmarszczki zdobiły jej czekoladowe czoło i oczy, ale była piękna. Długie falujące ciemne włosy odejmowały lat. 
-To dobrze. - Cami, gdy usłyszała, jak słaby jest jej głos odchrząknęła. 
-Postąpiłaś dobrze.
-Mam nadzieje. - Kobieta uśmiechnęła się lekko. Nie pasowała do roli władczyni łowców, ale przecież pozory mylą.
-Jesteś pewna, że chcesz odejść?
-Taką przyszłość sobie zaplanowałam. Z dala od smutku, łez i krwi.
-Rozumiem. Dojrzałaś moja droga Camil. Życzę ci wszystkiego dobrego,a gdy tylko będziesz chciała zmienić zdanie...
-Nie zmienię. - Pokiwała głową, jakby nie przekonana, jakby wiedziała coś oczym Cami nie zdawała sobie sprawy. 
-Mam nadzieje do zobaczenia.
-Nie obraź się, ale ja takiej nadziei nie mam.
-Niech bóg nad tobą czuwa. - Blondynka chwyciła rękę Lucasa i ruszyła w stronę wyjścia z wielkiej, szarej sali, wypełnionej dymem, krzykami i smrodem.
-Mogli dostać taką szansę jak ty. - Powiedziała, patrząc na czarnowłosego.
-Ale przed tym mogliby zabić tysiące niewinnych ludzi.
-Lucas czuje się winna. 
-Zrobiłaś to co uważałaś za słuszne.
-Ale jeżeli słuszne to wcale nie było?
-Tego dowiemy się później. - Szepnął jej do ucha, a potem ją pocałował. Czule i z uczuciem. Tak wielkim, że mogło zabić. Kochał ją. Oddałby za nią życie. Dręczyła go myśl, że kiedyś będzie musiał. - Kocham cie. Tak bardzo cie kocham.
-Wiem. Czuje w jaki rytm bije twoje serce. W rytm miłości. - Zaśmiała się i cmoknęła go w policzek. Na zawsze razem. - Pomyślała, a w oku zakręciła się jej łezka. Nie cofnęłaby czasu. Nawet gdyby miało to przywrócić Kris'a. Teraz wiedziała, że tak musi być, a on nad nią czuwa. Nad nią i ich córką.

poniedziałek, 1 lipca 2013

Rozdział 6

Księżyc wisiał wysoko na niebie, rzucają na szklane budynki niesamowity, srebrzysty blask. Mama za pewne się już o mnie martwiła, ale nie miałam najmniejszej ochoty wracać do domu. Czułam się tam obco, jakby nie był to mój własny dom. Spacerowałam Nowojorskimi ulicami, pełnymi życia nawet po zachodzie słońca. To miasto nigdy nie spało. Co miałam ze sobą zrobić? Tak to było dobre pytanie. Odpowiedzią na nie był dzwonek mojej komórki. Spojrzałam na wyświetlacz i wcisnęłam zieloną słuchawkę.
-Nie słyszałaś, jak dzwoniłam dziesięć razy wcześniej? - Słysząc rozwścieczony głos mamy, miałam ochotę się rozłączyć,  ale chyba nie mogłam dłużej jej ignorować.
-Nie, nie słyszałam. - Skłamałam.
-Wielka szkoda. Masz wrócić do domu.
-Nie chce.
-Lea. Proszę. - Jej ton złagodniał i chyba znów płakałam. - Błagam cie wróć, jeszcze coś ci się stanie.
-Co? Co mamo może mi się stać?! Wytłumacz mi! - Czułam jak telefon boleśnie wbija się w moją dłoń, ale nawet na chwilę nie poluzowałam uścisku.
-Jest wiele zagrożeń. Nie kłóć się ze mną tylko wróć do domu.
-Czemu nigdy nie umiesz odpowiedzieć konkretnie na moje pytanie? Czemu nie ułatwisz nam obu życia i nie powiesz prawdy?
-Przecież nie kłamie.
-Ale nie mówisz wszystkiego. Nie wrócę dziś do domu, a ty przemyśl sobie moje słowa. Kocham cie mamo. - Tymi słowami zakończyłam rozmowę, nie czekając na to co powie. Wyłączyłam telefon i schowałam go do kieszeni. Wiedziałam, że nie wracając na noc doprowadzę ją do nerwicy, ale musiała ponieść jakąś karę. Przystanęłam na chwile, rozglądając się dookoła. Czułam na sobie czyjś wzrok, ale nie mogłam tego kogoś zlokalizować. Marszcząc brwi, chciałam ruszyć dalej, ale poczułam czyjeś ręce na tali. Z wrzaskiem odskoczyłam od nieznajomego i odwróciłam się w jego stronę z wyrzutem.
-Co ty wyprawiasz koleś?! - Jego twarz ukryta była w cieniu, ale mogłam dostrzec, że się uśmiecha.
-Nie chciałem cie wystraszyć. - Jego głos był cichy i pociągający, ale mnie to tylko bardziej odrzucało i odstraszało.
-Szkoda, że nie pomyślałeś o tym wcześniej. - Powiedziałam i ruszyłam przed siebie.
-Ale nie uciekaj! - Zrównał się ze mną, przyglądając mi się natarczywie. Przyśpieszyłam kroku, ale to nic nie dało.
-Czego chcesz?
-Poznać cie bliżej. - Parsknęłam, próbując ukryć swój niepokój.
-Wybacz, ale ja nie mam na to ochoty. - Złapał mnie za przegub, zmuszając mnie tym do zatrzymania się. - Odwal się! - Warknęłam.
-Nie złość się kochaniutka. - Pochylił się w moją stronę i musnął moją szyje. Zadrżałam pod jego chłodnym pocałunkiem i poczułam mdłości.
-Odsuń się od niej. - Usłyszałam za plecami znajomy głos.
-Zjeżdżaj bo i tobie stanie się krzywda. - Te słowa przesycone były jadem. Cichy śmiech spowodował kolejną fale dreszczy.
- Powiedziałem zostaw ją w spokoju wampirze.  - Wampirze? Czy ja się nie przesłyszałam? Chłopak puścił moją rękę i odwróciła się do Kyle'a .
-No proszę bardzo. Tak myślałem, że to ty. Pieprzony obrońca niewiniątek.
-Cieszę się, że mnie zapamiętałeś, a teraz spieprzaj za nim pożałujesz. - Nieznajomy ukłonił się nisko i odszedł. Oniemiała patrzyłam na czarnowłosego, próbując znaleźć słowa, którymi chciałabym zacząć.
-Nie powinnaś szwendać się sama po nocy.
-Mówisz, jak moja mama. - Powiedziałam chłodniej niż zamierzałam.
-Przepraszam, za to co było rano. - Kiwnęłam głową i usiadłam na krawężniku, oplatając ramionami kolana.
-Chcesz mi powiedzieć, że to był wampir? Człowieczek z kłami pijący krew? - Zaśmiał się i usiadł koło mnie pocierając dłonie.
-Tak. Roi się ich tu mnóstwo.
-To śmieszne. Może powiesz mi jeszcze, że wilkołaki też istnieją.
-Muszę cie rozczarować, ale żadnego jeszcze nie spotkałem. - Spojrzałam na niego wielkimi oczami. W świetle księżyca, wyglądał jeszcze bardziej tajemniczo. Jego idealny profil domagał się, by uwiecznić go na fotografii, lub papierze.
- A ty? Ty kim jesteś? - Spojrzał na mnie uśmiechając się blado.
-Na prawdę chcesz wiedzieć?

Wiem, że ten rozdział wyszedł naprawdę krótki, ale wyjaśnienie chce napisać już w następny. Tak więc pozdrawiam i mam nadzieje, że się spodobał. :)

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Rozdział 5

-Kolegą ze szkoły.
-Każdy kolega ze szkoły nachodzi cie rano i bez słowa wyjaśnienia gdzieś cie zabiera?
-Mogłaś się go spytać gdzie ma zamiar mnie zabrać, skoro jesteś taka dociekliwa.
-Lea - Upomniała mnie surowym głosem.
-Co?! - Wrzasnęłam rozdrażniona. - Czy możesz przestać wtrącać się w moje życie?! Przestań mnie kontrolować!
-Lea! Uspokój się, jesteś tylko dzieckiem. - Powiedziała przez zaciśnięte zęby, próbując się opanować. Rzadko się kłóciłyśmy. Tak naprawdę nie chciałam tego, ale jeżeli ona coś przede mną ukrywa, nie chce mi zdradzić nic o ojcu, odwdzięczę się tym samym.
-Właśnie o to chodzi, że już nim nie jestem. Spójrz na mnie. Przypominam ci dziecko? Bo ja, jak patrze w lustro nic takiego nie widzę! - W jej oczach zobaczyłam łzy. Pierwszy raz pokazała słabość i to ja ją do tego doprowadziłam. Spojrzałam na nią, jakby była moim najgorszym wrogiem i pobiegłam do swojego pokoju, słysząc za plecami, jak do mieszkania wchodzi Lucas. Stanęłam na środku, mając ochotę wrzeszczeć, ale zamiast tego jedną ręką zwaliłam na podłogę całą zawartość mojego biurka. Szklana ramka na zdjęcia pękła na kilkanaście drobnych szkiełek. Spojrzałam na fotografie, która się w niej znajdowała i przygniotłam ja stopą. Było to zdjęcie moje, mamy i Lucasa. Fałszywa rodzina. Jedna wielka tajemnica. Zamek moich drzwi ustąpił pod czyimś naciskiem. Obejrzałam się za siebie ze wściekłym spojrzeniem, myśląc, że to mama, ale to był Lucas.
-Czego? - Warknęłam. Nie odpowiedział. Zamknął za sobą drzwi cicho i podszedł do mnie powolnym krokiem. Dziwiło mnie, że zawsze był taki spokojny, jakby jego cierpliwość i wyrozumiałość nie miały końca. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na niego trochę łagodniej. - Nie przeproszę jej. - Powiedziałam stanowczo.
-Wiem. - Westchnął. - Ona cie kocha. Chce cie chronić. - Wywróciłam oczami.
-Gadka, jak z filmu. - Jego kącik ust powędrował lekko w górę.
-Z filmu czy nie wiesz, że to prawda. - Kiwnęłam mimowolnie głową.
-Może i tak, ale mam tego dosyć. Chce by traktowała mnie poważnie.
-Oddala by za ciebie życie, nie mniej jej tego za złe. - Spuściłam wzrok na swoje trampki i zagryzłam wargę.
-Czemu ona o nim nie mówi? Czemu coś przede mną ukrywa? Przecież może mi ufać. - Powiedziała cicho i wyjęłam z kieszeni bluzy zdjęcie taty. Zobaczyłam, jak przez twarz Lucasa przebiega cień bólu. Zmarszczyłam czoło i wbiłam w niego ostro wzrok. - Czemu za niego nie oddała życia?
-Lea. -Szepnął ledwie słyszalnie. - Nie mogła. Rozumiesz? Czasem bywa tak, że nie możesz nic zrobić. Los ci na to nie pozwala. Jego śmierć złamała jej serce, za każdym razem, gdy o nim wspomina, serce pęka znów. To nie jest łatwe. Może kocha mnie, ale on nadal jest jedynym. Tu czy tam to jest bez różnicy. - Rozchyliłam usta chcąc coś powiedzieć, ale nie mogłam nic wykrztusić. Kciukiem pogładziłam fotografie i przełknęłam ślinę. - Wspomnienia ją zabijają Lea.
-Co się stało takiego, że żadne z was nie chce mi opowiedzieć o przeszłości? - Spytałam z wyrzutem.
-Odpuść. - Zaśmiałam się gorzko.
-Albo mnie nie znasz, albo jesteś głupcem, ale ja nigdy nie odpuszczę. To co dotyczy was, dotyczy także mnie. Każda sekunda z waszego poprzedniego życia, możne mieć wpływ na moje. - Pochyliłam się do niego. - A ja się wszystkiego dowiem. Nie próbuj mnie powstrzymywać. - Zagroziłam, patrząc mu prosto w oczy. Objął mnie ramieniem i mocno przytulił.
-Prawda czasem bywa bardzo bolesna. - Wyszeptał mi do ucha.
-Lepsze to niż życie w kłamstwie. - Powiedziałam i wyrwałam się z jego uścisku. - I nie obawiaj się. Zniosę każdy ból. - Obróciłam się na pięcie i z uniesioną głową wyszłam trzaskając drzwiami.

***

-Ale zajebiście - Powiedziała Emma, zerkając w lusterku na swój tatuaż. Uśmiechnęłam się do niej, podziwiając także swój. Tuż przy linii bioder mały, czarny znaczek, pieczętujący naszą przyjaźń. - Kocham cie złotko. -Wypaliła przyjaciółka, rzucając mi się w ramiona. Wybuchnęłam śmiechem i mocno ja uściskałam.
-Ja ciebie też wariatko. - Wzięłam ją za rękę i wyszłyśmy ze studia tatuażu, wprost na nocną ulice, oświetloną słabo, nielicznymi latarniami.
-Wiesz, nie rozumiem twojej mamy. Przecież masz prawo wiedzieć coś o tacie.
-Uwierz mi ja też. Dzisiaj naprawdę się pokłóciłyśmy ostro, ale ma za swoje.
-Brawo. W końcu bierzesz swoje życie w swoje ręce. - Uśmiechając się szeroko, szłyśmy wąskim chodnikiem.
-Dziś jadłam śniadanie z Kyle'm.
-Co proszę? - Zatrzymała się gwałtownie i spojrzała na mnie wielkimi oczami.
-Przyszedł rano do mojego domu i zabrał mnie na śniadanie.
-Lea czy ty mi czegoś nie mówisz?
-Rozmawialiśmy ze sobą może dwa razy, ale on coś wie. O mnie, mojej mamie. Coś co ona przede mną ukrywa. Tylko nie wiem skąd i chce się tego dowiedzieć.
-Mówisz jak obłąkana.
-Emma, to co wiem o sobie nie do końca jest prawdą. Jestem o tym świecie przekonana, a Kyle jest moim kluczek do zamkniętej furtki przeszłości. - Nie dodałam, że uświadomiłam sobie to właśnie w tej chwili, bo przecież nie zmieniało to postaci rzeczy, ale byłam pewna swoim słów. On wiedział coś czego ja dowiedzieć także się musiałam.
-Kochanie czy ty coś dzisiaj brałaś? - Spojrzałam na nią srogo.
-Przestań mnie wyśmiewać.
-Nie robię tego, ale to co mówisz brzmi niedorzecznie. - Zacisnęłam zęby i ruszyłam w przeciwną stronę. - Ej! Gdzie ty idziesz?!
-Chce pobyć sama.

niedziela, 2 czerwca 2013

Rozdział 4

-Czy wyglądam, jakbym żartował? - Uśmiech znikł z mojej twarzy i przyjrzałam mu się podejrzliwie.
-Nie uciekłeś przypadkiem z psychiatryka? - Skarcił mnie wzrokiem.
-Pomyśl. Nie wierzysz, że istnieje coś po za tą nudną rzeczywistością? Coś o czym opowiadane jest tylko w bajkach, bo nikt nie chce w to uwierzyć? - Zagryzłam wargę i spojrzałam na niego niepewnie. Te słowa wzbudzały we mnie niewyjaśniony niepokój. Głośno przełknęłam ślinę i przecząco pokręciłam głową.
-Wszystko jest czarno białe, nie ma szarej strefy.
-I jesteś o tym święcie przekonana?
-Co to za gra? - Spytałam zirytowanym głosem.
-Nigdy nie chciałaś odkryć tajemnic, które skrywa twoja matka? Nie chcesz wiedzieć kim był twój ojciec?
-Kyle. To przestaje być śmieszne. Skończ ze mną w ten sposób pogrywać i powiedz wprost czego chcesz! - Powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
-Chce ci uświadomić, jaki jest prawdziwy świat. Nie możesz żyć w niewiedzy, bo tak zadecydował ktoś inny. Nie mogę dopuścić do tego.
-Co? O czym ty pleciesz? Sama decyduje o sobie. - Z kpiącym uśmieszkiem pokręcił głową, wychylając się do tyłu na krześle.
-Zamknęła cie w klatce, jak ptaszka i nie pozwoliła jej opuścić, jakbyś była jej własnością. Nie ładnie, nie ładnie.
-Koniec tego! To jest chore! - Zerwałam się na równe nogi z zamiarem odejścia, ale Kyle szybkim ruchem wstał i złapał mnie za nadgarstek, a jego krzesło upadło z hukiem na podłogę. Spojrzenia wszystkich znajdujący się wewnątrz skierowały się na nas.
-Otwórz oczy, spójrz na to co wydaje ci się niewidoczne. - Szepnął. Posłałam mu wściekłe spojrzenie, a ręka świerzbiła mnie, by mu przywalić, jednak z godnością wyrwałam się wyszłam szybkim krokiem. Oszalał! - Pomyślałam, zatrzaskując za sobą drzwi. Stanęłam na chodniku i rozejrzałam się dookoła. No dobra co teraz? - Odpowiedzią na moje pytanie, był dzwonek mojego telefonu. Wygrzebałam komórkę z kieszeni bluzy i przyjęłam połączenie.
-Chyba nie chce wiedzieć co się wczoraj działo. - Zaczęła na wstępie Em. Uśmiechnęłam się do siebie i zaczęłam iść nie zastanawiając się dokąd.
-Masz racje nie chcesz. - Powiedziałam ze śmiechem, zupełnie zapominając o tym co się przed chwilą stało.
-Aż tak źle? - Spytała z rozpaczą.
-Odrobinkę.
-Ja znam tą twoją odrobinkę. Och nieważne. Co z naszym tatuażem? - Jej głos stał się żywszy. Znów się uśmiechnęłam i usłyszałam pisk opon. Telefon wypadł mi z ręki, a ja poczułam, jak w moje udo uderza maska samochodu. Odwróciłam się w stronę kierowcy. Młody mężczyzna patrzył na mnie ze strachem, a z jego czoła spływała strużka krwi. Z szybkim oddechem podbiegłam do drzwi, które właśnie się otwierały.
-Nic ci nie jest? - Spytał przejęty. Spojrzałam na swoją nogę, ale wyglądała raczej normalnie.
-Jest okey, ale ty nie wyglądasz najlepiej.
-Będzie dobrze. Już myślałem, że cie zabije. - Czerwona ze wstydu, spuściłam wzrok.
-Przepraszam, zagadałam się.
-Dało się zauważyć, ale jeżeli nic ci nie jest ty zmykaj stąd i zapomnij o sprawie. - Uśmiechnęłam się i niepewnym krokiem przeszłam na przód samochodu i podniosłam komórkę, z której unosił się krzyk Emmy. Pomachałam nieznajomemu i zeszłam na pobocze.
-Em uspokój się! - Wrzasnęłam do rozhisteryzowanej przyjaciółki. Rozejrzałam się dookoła, sprawdzając czy ktoś to zauważył. Po drugiej stronie ulicy dostrzegłam Kyla, który przyglądał mi się zaniepokojony. Odwróciłam się do niego plecami i skupiłam się na Em.
-Jezu. Żyjesz! Co się stało?

***
Weszłam do mieszkania i rzuciłam się na kanapę. Nikogo nie było w środku, co zdarzało się rzadko. Mama zapewne była na zakupach, a Lucas... Lucas był gdzieś tam. Nie interesowało mnie przez tyle lat co robi do tej chwili. Marszcząc brwi ruszyłam do ich sypialni. Nie przekraczałam tej strefy, tak jak oni nie wchodzili do mojego pokoju. To była zasada, której nikt nie musiał spisywać, ale zasady czasem trzeba łamać. Uchyliłam drzwi i owiał mnie zapach róż. Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się. Był to surowy pokój. Emanowała tu biel, a mebli było mało. Łóżko, lustro naprzeciw niego, niewielka szafa i biurko. To wszystko. Nie mogłam tego zrozumieć. Przecież mama lubiła kolory. Podeszłam do szafy i ją otworzyłam. Ubrania były schludnie poskładane w kosteczkę. Jedyną rzeczą, jaka się wyróżniała było czerwone pudełko. Z niepewną miną wyjęłam je i postawiłam na podłodze. Przyjrzałam mu się czujnie, jakby miało się zaraz poruszyć. Walcząc ze swoim sumieniem usiadłam obok i podniosłam wieko do góry. W środku znajdowały się rozsypane zdjęcia, kilka srebrnych krzyżyków i... Kołek? Wyjęłam drewnianą broń i obróciłam ją w ręku. Nie był ciężki, ale miał swoją moc.  Zdobiony był srebrem, co nadawało mu klasy. Zastanawiało mnie po co mojej matce kołek. Odłożyłam go na bok i chwyciłam zdjęcia. Na pierwszych znajdowałam się ja w różnych etapach dorastania. Kolejne były mi zupełnie nieznane. Na jednym w czarnym stroju z szerokim groźnym uśmiechem stała młoda blondynka z włosami do ramion. Przysunęłam fotografie do twarzy i nie mogłam wyjść z szoku, że to była moja mama. To był jakiś żart. Wyglądała, jakby należała do jakieś sekty. Reszta zdjęć była podobna, prócz ostatniego. Było to zdjęcie blondyna. Na oko dziewiętnaście-dwadzieścia lat. Nie patrzył w obiektyw tylko gdzieś w dal, a na jego ustach błąkał się uroczy uśmiech, jakby myślał o kimś na kim mu zależy. W oku zakręciła mi się łza. Wiedziałam, że to on. Mama nigdy nie pokazała mi ani jednego zdjęcia taty. Oczywiście miałam jej to za złe, ale co mogłam zrobić? Jakie skrywacie sekrety? - Spytałam patrząc na zdjęcie. Czemu nie ma cie przy mnie? - Otarłam słone krople i schowałam pudełko z jego zawartością z powrotem do szafy. Zostawiłam sobie tylko jego zdjęcie. Wyobrażając sobie, jaki był wróciłam do salonu. Wieczorem miałam spotkać się z Emmą. Zastanawiałam się czy powiedzieć jej o Kylu. Chłopak naprawdę był dziwny, ale miał trochę racji. Po zobaczeniu tego wszystkiego byłam przekonana, że mama ukrywa przede mną coś ważnego. Moje przemyślenia przerwał dźwięk otwieranych się drzwi. Do kuchni weszła mama zawalona torbami. Postawiła je na stół i westchnęła. Dopiero po chwili mnie dostrzegła i spojrzała na mnie srogo.
-Kim był ten chłopak? - No i się zaczyna.


Następny rozdział postaram się dodać pod koniec tygodnia, ale jeżeli mi się to nie uda, pojawi się on dopiero za około trzy tygodnie. Spowodowane jest to moim wyjazdem i niestety nie będę miała dostępu do internetu. Jednak, gdy tylko wrócę na pewno go dodam.:) Wszelkie pomysły będę spisywała do zeszytu.
 Dziękuje, że czytacie moje wypociny, a każdy komentarz motywuje do dalszego pisania. :)

niedziela, 26 maja 2013

Rozdział 3

Wiedziałam, że tak to się skończy. Nie mogło być inaczej. Oczywiście Emma się upiła, wyprawiała przedziwne rzeczy, których na pewno będzie żałować, gdy wytrzeźwieje. Nad ranem musiałam tragać, ją zarzyganą, pół przytomną do domu. Dobrze, że mieszkała na parterze, bo inaczej nie dałabym rady wnieść jej na piętro. Wygrzebałam z torebki klucze, które mi kiedyś  dała i cicho weszłyśmy do środka. No, na tyle cicho, na ile się dało. Po drodze zwaliłyśmy ulubioną lampę mamy Em, która stała na niewielkim stoliczku tuż przy drzwiach. Na szczęście rodzice przyjaciółki mieli mocny sen i nie wypadli na korytarz z patelnią, by sprawdzić czy to włamywacz. Położyłam ją na jej łóżku, przy okazji uderzając jej głową o ścianę. Oczywiście było to niechcący, ale miałam nadzieje, że później głowa będzie bolała ją dwa razy mocniej. Ściągnęłam jej czarne szpilki,  zsunęłam spódnice i rzuciłam na bok, a potem przykryłam po samą szyje kołdrą w kwieciste wzory. Pocałowałam ją w czoło i uśmiechnęłam się do siebie delikatnie.
-Potem mi podziękujesz - Szepnęłam. Emma w odpowiedzi wymamrotała coś niewyraźnie i przekręciła się na bok, wtulając się w poduszkę. Zaśmiałam się i wyszłam z powrotem choć miała ochotę położyć się koło niej. Byłam skonana, ale musiałam wrócić do domu za nim wstanie mama i Lucas. Słońce już powoli wschodziło, dając niesamowity blask otoczeniu. O tak wczesnej porze miasto wydawało się być inne. Ciche, mając swoje sekrety i tajemnice. Szłam nieśpiesznym krokiem, upajając się tą chwilą. Krótką i ulotną, bo gdy tylko na zegarku wybije szósta wszystko wróci do normy. Wszyscy będą śpieszyć się do pracy, mimo że była sobota. Pracoholicy, nie mający życia prywatnego, którzy chcą spełnić swoje złudne marzenia o karierze. Oczywiście połowie się to uda, ale jakim kosztem? Czy to jest warte tego wszystkiego? Spojrzałam na schody pożarowe, a strach zacisnął moje gardło.
-Nie bój się - Szepnęłam do siebie. Nigdy niczego się nie brzydziła, nie bałam się robaków, pająków, węży czy ciemności. Nie wierzyłam w potwory, które wychodzą z szafy lub spod łóżka, jedyną moją piętą achillesową była wysokość. Skąd się to wzięło? Nie mam pojęcia. Nie przytrafiło mi się nic, co mogłoby to spowodować, a jednak musi mnie to dręczyć. Przełknęłam ślinę i wdrapałam się na górę nie zerkając w dół weszłam przez uchylone okno i stanęłam wyprostowana w swoim pokoju.
-Nie ładnie się tak wymykać - Usłyszałam czyiś głos, dobiegający z kąta sypialni. Z ust wyrwał mi się pisk, gdy zobaczyłam siedzącego tam na moim ukochanym fotelu w kształcie ręki Lucas'a, który wpatrywał się we mnie intensywnie.
-Mógłbyś nie być taki cichy?! - Spytałam oskarżycielskim tonem. - A po za tym, co robisz w moim pokoju? He? - Usiadłam na łóżku i zdjęłam buty, nie spuszczając z niego wzroku.
-Mama kazała mi sprawdzić, czy śpisz. Powinnaś mi dziękować, że cie nie wydałem. - Zacisnęłam zęby, by nie wykrzyczeć mu czegoś w twarz. Kochałam Lucas'a, ale nie nienawidziłam, gdy zgrywał mojego tatuśka. Kochali się z mamą i akceptowałam to. Wychowywał mnie, okey, ale ja już dorosłam. Mógłby sobie darować.
-Ale masz zamiar jej powiedzieć  - Stwierdziłam, wyzywająco.
-Nie jeśli powiesz mi gdzie byłaś. - Zazgrzytałam zębami i rzuciłam w niego poduszką. Złapał ją w locie i spojrzał na mnie pytająco.
-Z moim chłopakiem, trzydziestoletnim motocyklistą, w lesie uprawialiśmy dziki seks. - W szerokim uśmiechu odsłoniłam zęby i posłałam mu kpiące spojrzenie. Wstał, odłożył poduszkę na miejsce i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Z westchnieniem położyłam się na plecach i zaczęłam gapić się w biały sufit. No to mam przechlapane.
***

-Lea! Śpiochu wstawaj! - Słysząc głos mamy, zaspana przekręciłam się na drugi bok i udawałam, że jej nie słyszę. - Lea! - Nakryłam głowę poduszką i spałam dalej, dopóki blond wiedźma nie wparowała do mojego pokoju i nie zabrała mi kołdry.
-Mamo! - Krzyknęła zrozpaczona, spoglądając na nią spod poduszki.
-Masz gościa. - Powiedziała, patrząc na mnie znacząco.
-Jeżeli to Emma, to wywal ją stąd.
-To jakiś chłopak. - Zmarszczyłam brwi i usiadłam.
-Chłopak? - Kiwnęła głową.
-Czeka w salonie. Pośpiesz się, bo chyba się niecierpliwi. - Parsknęłam niezadowolona i podniosłam się na równe nogi. Wcisnęłam się w jeansy, bluzę i stare trampki. Szybko umyłam zęby, a włosy upiłam w niesforny kok, jak to mama miała w zwyczaju i z niepokojem weszłam do salonu. Na zielonej starej kanapie, której mama z niewyjaśnionych powodów nie chce wymienić siedział nie kto inny tylko Kyle. Na mój widok wywrócił oczami i wstał.
-Wychodzimy - Oznajmił bez żadnych wstępów.
-Pff, co proszę?
-Nie marudź tylko chodź. - Z niedowierzaniem spojrzałam na mamę i Lucas'a, którzy siedzieli przy stole popijając kawę. Nie zareagowali w ogóle. Udawali, że ich tam nie ma. Przypomniałam sobie wczorajszą wpadkę i jeszcze raz spojrzałam na mamę. Nie powiedział jej. Wzruszyłam ramionami i ruszyłam z Kyle'm.
-To, że rozmawialiśmy ze sobą dwa razy, nie znaczy, że możesz mnie prześladować.
-Nie prześladuje cie. Zabieram cie na śniadanie.
-Oszalałeś?
-Możliwe. - Uśmiechnął się i spojrzał na mnie mrużąc oczy. - Ładniej ci bez makijażu. - Nic nie odpowiadając, szłam przed siebie. - Naprawdę.
-Gdzie idziemy?
-Niedaleko.
-To nie jest odpowiedź. - Wzruszył ramionami i zerknął w niebo. Czułam się dziwnie w jego towarzystwie, a to wszystko wydawało się być absurdalne.
-Jesteśmy na miejscu - Oznajmił po pięciominutowym spacerze. Stanęliśmy przed nieznaną mi kawiarnia, z której unosił się zapach świeżych ciastek i kawy. - Weszliśmy do środka i zajęliśmy jeden z niewielu wolnych stolików.
-Czemu akurat tu?
-Przychodziłem tu kiedyś z mamą, a po za tym robią świetne gofry. - Kiwnął głową w stronę kelnerki i uśmiechnął się do niej sympatycznie.
-O co ci chodzi? - Spytałam, rozglądając się dookoła.
-O nic. Chciałem zjeść z tobą śniadanie.
-Prawie się nie znamy. - Oblizał wargi i położył ręce na stoliku.
-To chyba nie jest przeszkodą. - Szepnął. 
-No nie , ale...
-Lea, wierzysz w wampiry? - Zapytał, przerywając mi. Parsknęłam śmiechem i spojrzałam na niego rozbawiona, ale on wyglądał poważnie.
-Ty tak na poważnie?

czwartek, 23 maja 2013

Rozdział 2

Emma, jak zwykle czekała na mnie, siedząc na murku przed szkołą. Ubrana w długą, sięgająca ziemi, zwiewną kremową sukienkę na cienkie ramiączka. Wyglądała jak muza, czekająca na swego kochanka. Jej ciemno brązowe włosy idealnie kontrastowały się z jasnymi barwami. Miała wyczucie stylu i odwagę, za którą zabiło by wiele dziewczyn. Z uśmiechem podeszłam do niej i usiadłam obok.
-Siema kocie. - Przywitała się puszczając do mnie oczko.
-Hej.
-I jak? Mama ci pozwoliła? - Pokręciłam głową robiąc smutną minę.
-Nie wiem co mogłoby ją przekonać. Przecież jest młoda powinna mnie zrozumieć, a nie trzymać mnie jak w więzieniu. - Przyjaciółka zagryzła wargę, myśląc zapewne w jaki sposób mi pomóc.
-Wymkniesz się.
-Co? - Uśmiechnęła się szeroko, wzruszając ramionami.
-Jak pójdzie spać, wyjdziesz przez okno.
-Oszalałaś? Zabije mnie, jak się dowie, a po za tym mieszkam na trzecim piętrze. Uważasz, że jak to zrobię?
-Gdzie ty żyjesz? Istnieje coś takiego, jak schody przeciw pożarowe. - Marszcząc brwi, po raz kolejny pokręciłam głową.
-Nie ma mowy. One są stare, mama nie zdąży mnie zabić, bo sama to zrobię spadając z nich. - Em uniosła brwi i parsknęła śmiechem.
-Nie mów, że jesteś takim tchórzem.
-Nie jestem.
-Czyli mam rozumieć, że pojawisz się na moich urodzinach? - Posłałam jej mordercze spojrzenie i zeskoczyłam z murku. Chciałam jej opowiedzieć o Kylu, ale rozmyśliłam się. Znając życie wyśmiałaby nie tylko go, ale i mnie.
-Zastanowię się. - Powiedziałam i ruszyłam w stronę ceglanego budynku.
-Inaczej się obrazę! Jesteś moją przyjaciółką, a to moje szesnaste urodziny, musisz na nich być! - Krzyknęła za mną, ale nie odwróciłam się. Twardo szłam przed siebie. Bardzo chciałam tam być, ale mama. Liczyłam się z jej zdaniem, jednak chyba przesadzała. Mogę raz w życiu zrobić coś wbrew jej woli. Tak. Postanowione. Idę na imprezę.
***

-O mój boże! Na co ja się porywam? - Spytałam siebie samej, patrząc w dół, gdy wystawiałam jedną nogę za okno. To był jednak głupi pomysł. Nie! Nawet tak nie myśl - Skarciłam się. Nie po to szykowałaś się godzinę w ukryciu, żeby teraz rezygnować, bo masz lęk wysokości. - Zaśmiałam się z własnej głupoty i wyszłam na klatkę schodową, która pod moim ciężarem zachwiała się nieznacznie. Mocno przytrzymałam się poręczy i zaczęłam schodzić w dół. Powoli nie śpiesząc się i nie myśląc o tym, że mogę spaść, stawiałam nogę za nogą. W pewnej chwili poczułam coś mokrego i lepkiego pod ręką. Spojrzałam na nią i zobaczyłam czerwony ślad. Krzywiąc się zaczęłam piszczeć i wiercić się, myśląc, że to krew, czego efektem było moje poślizgniecie się i zjechanie na tyłku z ostatnich dziesięciu schodków. Z jękiem rozejrzałam się dookoła, sprawdzając czy nikogo nie obudziłam i czy nikt nie widział tej żenującej sceny i podniosłam się na równe nogi. Poprawiłam włosy i sama przed sobą udałam, że nic się nie stało.  Spojrzałam na swój strój: skórzane leginsy, które nawiasem mówiąc pożyczyłam od mamy. Nawet nie wiedziałam, że ma takie fatałaszki. Luźną białą bluzkę z narysowanym krzyżem i czarne botki na obcasie. Czułam się w tym o niebo lepiej, niż w tym co miałam na sobie rano. Byłam seksowna, tajemnicza i drapieżna. Byłam teraz sobą, która tkwiła głęboko we mnie. Wzięłam głęboki wdech i skierował się do klubu, w którym miały odbyć się urodziny Emmy. Jak zwykle zrobiła je z rozmachem. Nie przejmowała się tym ile za to zapłaci, ważne było by było stylowo, niepowtarzalnie inaczej mówiąc zajebiście. Po niedługim spacerku, stanęłam przed biało-zielonym budynkiem  z napisem na drzwiach '' Santos party house''. Jeszcze nie weszłam do środka, a już słyszałam głośną muzykę. Przy wejściu stał wysoki i umięśniony facet, który za pewne był ochroniarzem. Podeszłam bliżej, a on spojrzał na mnie z góry pytającym spojrzeniem.
- Lea. Ja na urodziny przyjaciółki. - Kiwnął głową i otworzył przede mną drzwi. Z uśmiechem weszłam do środka i poczułam się, jak w innym świecie.  Na olbrzymim parkiecie, w świetle kolorowych świateł, w rytm techno, tańczyło mnóstwo ludzi. Ciała pół nagich dziewczyn ocierały się o ciała napalonych chłopaków. W powietrzu unosił się zapach potu i alkoholu? Jak Emma załatwiła alko? Chyba nie chciałam znać odpowiedzi na to pytanie. Wzrokiem poszukałam przyjaciółki, ale nigdzie jej nie widziałam. Byłam pewna, że gdzieś w jakimś ciemnym kącie obmacuje się z jakimś facetem. Prezentem urodzinowym ma być tatuaż przyjaźni  który obie sobie zrobimy następnego dnia. Jeżeli Em będzie miała na tyle małego kaca, by stanąć na nogach. Powolnym krokiem, delikatnie kołysząc biodrami, szłam w stronę baru. Usiadłam na jednym z wysokich taboretów i zamówiłam cole. Za nim barman zrealizował moje zamówienie, dostrzegłam przyjaciółkę i do niej podbiegłam.
-Sto lat! - Krzyknęłam, próbując przebić się przez muzykę i ucałowałam jej policzek.
-Tak się cieszę, że przyszłaś - Powiedziała z szerokim uśmiechem.
- Ja też. Coś dużo tych gości.
-Tak, nawet nie wiem skąd. Połowy nawet nie zapraszałam. Ale co tam, ważne by była dobra zabawa. - Mówiąc to złapała mnie za rękę i pociągnęła na parkiet. Chichocząc zaczęłyśmy tańczyć i wygłupiać się jak dzieci, ale czy nie o to chodziło? Nie rozumiałam tych wszystkich nastolatek, które chciały być dorosłe. Z dorosłością kończą się zabawy, wygłupy, przyjaciele. Wszystko co najlepsze. Ja chciałabym zostać w ciele piętnastolatki na wieczność. Czas mijał jak szalony. Za nim zdążyłam zauważyć wybiła północ, a wszyscy wciąż bawili się tak samo. No może oprócz tych, którzy przeholowali z drinkami. Zmęczona tańcem stanęłam pod jedną ze ścian i spuściłam głowę do dołu, by łatwiej złapać oddech, gdy znów ją podniosłam przede mną stał Kyle. Wystraszona pisnęłam i posłałam i wściekłe spojrzenie.
-Mógłbyś się nie skradać? - Spytałam rozdrażniona.
-Ładnie wyglądasz - Spojrzałam na niego unosząc brwi do góry. Dopiero teraz dostrzegłam jak na mnie patrzy, jakby miał mnie zaraz rozebrać wzrokiem. Na moje wypudrowane policzki wylał się gorący rumieniec. Przełknęłam głośno ślinę.
-Ty też - Wypaliłam, zanim ugryzłam się w język. Uśmiechnął się szyderczo co jeszcze bardziej mnie rozzłościło. Na prawdę wyglądał dobrze. Miał na sobie czarną koszule, ciemne jeansy, a buty, nie ich nie mogłam dostrzec. W każdym bądź razie, wyglądał lepiej niż nie jeden chłopak, w tym klubie. - Nie spodziewałam się ciebie tu - Zmieniłam temat. Oparł się barkiem o ścianę i spojrzał na mnie oblizując wargi.
-Wyższa konieczność. - Parsknęłam śmiechem.
-Wyższa konieczność? - Kiwnął głową. - Niby jaka to konieczność? - Pochylił się w moją stronę i znów się uśmiechnął, a mnie znów owiał ten niesamowity zapach.
-Tajemnica. - Powiedział i zniknął gdzieś w tłumie. Przez chwilę szukałam go wzrokiem, ale zaraz się poddałam, to nie miało żadnego sensu. Kyle był... No własnie jaki on był?

poniedziałek, 20 maja 2013

Rozdział 1

Obudziły mnie promienie słońca wpadające przez odsłonięte okno. Z niezadowoleniem wygrzebałam się z ciepłego łóżka, podeszłam do okna i je otworzyłam. Wychyliłam głowę na zewnątrz i poczułam, jak poranny, lekki wietrzyk owiewa moją skórę. Ta chwila mogła by trwać wiecznie, ale nie. Ktoś musiał ją przerwać.
-Lea! Śniadanie! - Usłyszałam głos mamy z kuchni. Była bardzo młoda, bo miała zaledwie szesnaście lat, jak mnie urodziła, ale zachowywała się jak stara sknera. Same zakazy i nakazy, jakby próbowała obronić mnie przed całym światem, ale ja wcale nie byłam biedną małą dziewczynką. Umiałam sobie poradzić, jednak do niej to nie docierało. Czasem miałam wrażenie, że to przez to, że nie miałam prawdziwego ojca. Mój tata umarł jeszcze przed moimi narodzinami, a próbował go zastąpić Lucas. '' Chłopak'' mamy. Nigdy nie chciała rozmawiać na ten temat, jakby była to największa tajemnica tego świata. Wiele razy się przez to kłóciłyśmy, ale byłyśmy sobie bardzo bliskie. Wiedziałam,  że ma przede mną tajemnice, ale szanowałam to. W końcu ja też je miałam. Założyłam szybko, wczoraj naszykowane ubranie i poszłam do kuchni, gdzie unosił się zapach świeżego soku pomarańczowego i smażonych naleśników.
-Hej - Przywitałam się siadając przy stole.
-Cześć skarbie - Powiedziała z uśmiechem nakładając śniadanie na mój talerz. Jak co rano, jej blond włosy upięte były w niesforny kok na czubku głowy, miała na sobie za dużą koszulkę i dziurawe dresowe spodnie. Mimo takiego stroju wyglądała pięknie,  była taka naturalna, nie potrzebowała żadnych sztucznych dodatków. Pod niektórymi detalami byłam do niej podobna, miała ten sam odcień włosów, takie same dziwaczne fioletowe oczy, choć moje były trochę jaśniejsze, ale brakowało mi tego czegoś co posiadała ona. Czasem byłam nawet o to zazdrosna, ale ona wciąż powtarzała, że we mnie widzi całą siebie, na co ja odpowiadałam uśmiechem i pomrukiwaniem pod nosem.
-Dziś jest impreza u Emmy - Zaczełam temat, którego okropnie nie lubiła, czyli moje wieczorne wyjścia.
-No i ? - Usiadła naprzeciw mnie i posłała mi pytające spojrzenie.
-To są jej urodziny, a ja jestem jej przyjaciółką i muszę tam być.
-Nic nie musisz i nigdzie nie pójdziesz.
-Ale mamo! Kiedy przestaniesz mnie traktować jak dziecko?! Chyba mam prawo wychodzić do przyjaciół. Nic mi się nie stanie.
-Tego nie możesz wiedzieć. - Pokręciłam głową z niesmakiem i wstałam.
-Przestań bać się tak życia, bo popadniesz w paranoje - Wycedziłam przez zaciśnięte zęby i chwyciłam swoją torbę.
-A śniadanie?
-Sama je zjedz - Powiedziałam i wyszłam z domu wprost w poranne słońce. Lato było moją ulubioną porą roku, nie tylko dlatego, że były wakacje, ale dlatego że czułam się wtedy tak świeżo, inaczej, jakby wszystko w okół było zupełnie inne. Wsadziłam słuchawki w uszy i ruszyłam nowojorskim chodnikiem, przez tłum ludzi do mojego kochanego liceum, gdzie ludzi można było porównać do zwierząt w zoo. Zatrzymałam się przed opuszczonym parkiem. Było to tak piękne miejsce, że nie rozumiałam dlaczego tak mało ludzi go odwiedza. Usiadłam na pobliskiej ławeczce i podziwiałam krajobraz, który się przede mną malował. Przymknęłam oczy i uśmiechnęłam się do siebie, kierując twarz w stronę słońca.
-Natura prawie nietknięta ręką człowieka. - Usłyszałam nad uchem czyjś nieznajomy głos. Marszcząc brwi, otworzyłam oczy i spojrzałam na chłopaka stojącego za mną. - Piękny prawda?
-Kyle? Nie mylę się prawda? - Kiwnął głową i usiadł koło mnie.
-Chyba wszyscy wiedzą jak mam na imię. - Zaśmiałam się bez krzty humoru.
-No tak w końcu wszyscy mają cie... - Zaczęłam za nim zdążyłam ugryźć się w język.
- Za dziwaka - Dokończył i spojrzał na mnie rozbawiony.  Miał na sobie obszerną bluzę,  która kompletnie zakrywała jego sylwetkę, szerokie jeansy, a to wszystko jeszcze w kolorze czarnym. Idealna ochrona przed kpiącymi spojrzeniami. Zerknęłam na swój zupełnie odmienny strój, kolorowy i zwiewny i zaczęłam mu współczuć.
-Nie, wcale nie to miałam na myśli.
-Nie kłam. Dobrze wiem co chciałaś powiedzieć. Nie martw się zdaje sobie sprawę, że ludzie uważają mnie za odmieńca. Ale wiesz, wcale nie jestem, aż tak inny. - Ostatnie słowa wypowiedział szeptem, pochylając się w moją stronę. Oddech uwiązł mi w gardle, gdy jego niemalże czarne oczy przeszywały mnie, tak jakby mogły zajrzeć w moją dusze. - Ciekawy kolor. Nosisz soczewki? - Pokręciłam przecząco głową i odsunęłam się nieznacznie od niego.
-Jest naturalny. Mam oczy po mamie.
-Wiem. - Zmarszczyłam czoło i spojrzałam na niego pytająco.
-Skąd? - Uśmiechnął się tajemniczo i wstał, poprawiając plecak na ramieniu.
-Lepiej się pośpiesz, bo spóźnisz się na zajęcia. - Powiedział i po prostu odszedł. Patrzyłam w ślad za nim, zastanawiając się dlaczego w ogóle ze mną rozmawiał. Przecież mnie nie znał, a nie był zbyt towarzyskim chłopakiem. Wszyscy szeptali za jego plecami, jaki to on dziwny. Tworzyli teorie, że uciekł z psychiatryka, a ja się z nich śmiałam  Teraz niestety dopadło mnie poczucie winy. Przecież tak naprawdę zachowywał się normalnie, tylko jak odludek, ale to było wytłumaczalne. Nie lubił ludzi. Proste Więc skąd te docinki? Dziewczyny powinny się za nim uganiać, a nie wyśmiewać. Sama powinnam się za nim uganiać. - Pomyślałam  a potem walnęłam się w głowę. O czym ja myślę? - Wzruszyłam ramionami i podniosłam się z ławki  Jeszcze raz spojrzałam w stronę i ruszyłam do szkoły.

Zapowiedź



 Nowy początek. Nowa historia. Nastoletnia Lea dorasta, chce poznać świat. Lecz jej matka, która była kiedyś wspaniałą łowczynią, a także miała władzę nad połową nowojorski wampirów, chce chronić córkę przed prawdą, zabierając jej tym samym poniekąd wolność. Nastolatka buntuje się i chce odkryć  jaką tajemnice skrywa matka wraz ze swym partnerem Lucasem, który pragnie zastąpić jej zmarłego ojca. To kolejny temat, który nie jest poruszany. Śmierć taty Lei. Kolejna tajemnica. Kolejne powody do kłótni  Czy młoda dziewczyna pozna prawdę? Czy zdoła unieść na barkach jej ciężar? Czy odkryje jaka moc krąży w jej żyłach? Odpowiedzi na pytania szukaj w kolejne części Fatum : Historia toczy się dalej.