środa, 3 lipca 2013

Rozdział 7

Prawda, której uszy nie chcą słyszeć, ale serce się domaga.
Kłamstwo, które koi, ale duszy nie łata.
Chcesz żyć wolny, jak wiatr, ale zastanów się czego tak naprawdę ci brak.

Zastanowiłam się nad jego słowami. Czy tak naprawdę chciałam znać prawdę? Spojrzałam na niego wyzywająco.
-Tak. Chce wiedzieć wszystko. - Zacisnął zęby, jakby nie takiej odpowiedzi się spodziewał.
-Jestem stróżem. - Parsknęłam śmiechem.
-Aniołem stróżem? - Zażartowałam, ale on był poważny.
-Nie. Każdy łowca wampirów i jego potomstwo dostaje stróża. Nie wie o tym. Nie może. Prawo tego zabrania. - Otworzyłam usta, by coś powiedzieć, ale po chwili zrezygnowałam. - Twoja mama była jednym z najlepszych łowców, jej stróżem był Kris. Twój tata, który przy okazji też polował. Zdarza się to bardzo rzadko, ale jednak.  Camil jest wyjątkowa, bo jest w połowie wampirem. To stąd ten dziwny kolor oczu. Zabiła swojego ojca i dzięki temu zyskała władzę nad połową wampirów w Nowym Jorku i Paryżu. Zdobyła szacunek i uznanie, jakiego nawet nie ma starszyzna, ale wszystko oddała. Tylko po to, by uchronić cie od tego świata.  Popełniła błąd. - Moje myśli pędziły, jak opętane. Próbowałam to wszystko poukładać do kupy, ale nic nie chciało się uporządkować. Nic. Miałam wrażenie, że głowa mi zaraz eksploduje. - Popełniła błąd, bo ty nie jesteś zwykłym człowiekiem. Nie jesteś nawet kimś takim jak ona. Jesteś wyjątkowa.
-A co ciebie różni od zwykłego człowieka? - Wypaliłam, nagle wściekła.  Kącik jego ust uniósł się delikatnie do góry.
-Miałem wypadek i umarłem.
-Co proszę? Chcesz mi powiedzieć, że jesteś zombi i zjesz zaraz mój mózg.
-Moje zadanie, to chronić ciebie. Przywrócili mi życie za pomocą wampirzej krwi. Dzięki temu zyskałem parę nowych zdolności. - Odtworzyłam sobie w głowie co powiedział. Wszystko powoli i dokładnie, a potem spojrzałam na niego z przerażeniem.
-Powiedziałeś, że prawo tego zabrania, więc czemu mi powiedziałeś? - Przeczesał włosy palcami i zagryzł dolną wargę.
-Nie mogłem patrzeć jak się meczysz. Powinnaś znać prawdę.
-Jakie są tego konsekwencje? - Spytałam cicho.
-Mogą mnie od ciebie odsunąć, postawić przed sądem i spalić na stosie. - Widząc moją minę zaśmiał się cicho. - Dobra z tym ostatnim żartowałem, ale mogą pozbawić mnie, że tak powiem mojej pracy.  - Walnęła go w ramie i spuściłam głowę zawiedziona.
-Jak mogła mi nie powiedzieć? Ufałam jej, a ona całe życie mnie okłamywała. Nawet nie wiem kim jestem.
-Nie wymyślono dla ciebie określenia, ale jesteś potomkiem pół wampira i stróża. Zwariowana mieszanka.
-Dzięki. To było pocieszające. - Powiedziałam smutno.
-Przepraszam. - Położył rękę na mojej dłoni we współczującym geście. - Ale mi też nie było łatwo, gdy powiedzieli, że mam w sobie wampirzą krew.
-Co to był za wypadek? - Spytałam trochę ożywiona. Wolałam zboczyć na trochę inny temat.
-Lepiej o tym nie mówić. - Jego głoś stał się szorstki i odległy.
-Ale ja chce wiedzieć.
-Chyba powinnaś wracać do domu. - Wstałam i spojrzałam na niego z rezygnacją.
-Nie chce tam wracać. - Stanął obok mnie, na tyle blisko, że na skórze czułam jego oddech.
-Chcesz przenocować u mnie? - Głośno przełknęłam ślinę i przytaknęłam niepewnie. - Jedna noc. Potem wracasz do domu.
-Jedna noc. - Te słowa odbijały się echem w mojej głowie. - Tylko jedna.

***

Smród palącego ciała uderzył w jej nozdrza, ale nie odwróciła wzroku od palących się stosów. Było ich pięćdziesiąt i wszystkie płonęły żywym ogniem. Czy żałowała? Może odrobinkę, ale gdy poczuła ciepłe ręce na zaokrąglonym już brzuszku, żałować przestała. To miał być nowy początek dla całej ich trójki.
-To byli ostatni. - Usłyszała za sobą silny kobiecy głos. Odwróciła się twarzą do ciemnoskórej kobiety. Była w średnik wieku. Małe zmarszczki zdobiły jej czekoladowe czoło i oczy, ale była piękna. Długie falujące ciemne włosy odejmowały lat. 
-To dobrze. - Cami, gdy usłyszała, jak słaby jest jej głos odchrząknęła. 
-Postąpiłaś dobrze.
-Mam nadzieje. - Kobieta uśmiechnęła się lekko. Nie pasowała do roli władczyni łowców, ale przecież pozory mylą.
-Jesteś pewna, że chcesz odejść?
-Taką przyszłość sobie zaplanowałam. Z dala od smutku, łez i krwi.
-Rozumiem. Dojrzałaś moja droga Camil. Życzę ci wszystkiego dobrego,a gdy tylko będziesz chciała zmienić zdanie...
-Nie zmienię. - Pokiwała głową, jakby nie przekonana, jakby wiedziała coś oczym Cami nie zdawała sobie sprawy. 
-Mam nadzieje do zobaczenia.
-Nie obraź się, ale ja takiej nadziei nie mam.
-Niech bóg nad tobą czuwa. - Blondynka chwyciła rękę Lucasa i ruszyła w stronę wyjścia z wielkiej, szarej sali, wypełnionej dymem, krzykami i smrodem.
-Mogli dostać taką szansę jak ty. - Powiedziała, patrząc na czarnowłosego.
-Ale przed tym mogliby zabić tysiące niewinnych ludzi.
-Lucas czuje się winna. 
-Zrobiłaś to co uważałaś za słuszne.
-Ale jeżeli słuszne to wcale nie było?
-Tego dowiemy się później. - Szepnął jej do ucha, a potem ją pocałował. Czule i z uczuciem. Tak wielkim, że mogło zabić. Kochał ją. Oddałby za nią życie. Dręczyła go myśl, że kiedyś będzie musiał. - Kocham cie. Tak bardzo cie kocham.
-Wiem. Czuje w jaki rytm bije twoje serce. W rytm miłości. - Zaśmiała się i cmoknęła go w policzek. Na zawsze razem. - Pomyślała, a w oku zakręciła się jej łezka. Nie cofnęłaby czasu. Nawet gdyby miało to przywrócić Kris'a. Teraz wiedziała, że tak musi być, a on nad nią czuwa. Nad nią i ich córką.

2 komentarze:

  1. Rozdział zajebisty! Ohohohoh Lea i Kyle łohohoho !! xDD Czekam na następny xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zmieniłam adres bloga na krag-krwi
      uprzedzam, żebyś wiedziała gdzie mnie informować o NN ;dd

      Usuń