wtorek, 19 listopada 2013

Rozdział 11

Gdy cie nie ma obok, moje serce ledwo bije
twój dotyk sprawia, że na nowo żyje.
Wciąż pragnę cie czuć i tobą oddychać, bo jesteś esencją mojego życia.

To kim chciałabym być, a to kim jestem teraz to dwie różne osoby. To życie zadecydowało za mnie. Minął dopiero tydzień. Tydzień, w którym żyłam nienawiścią, cierpieniem, próbą przetrwania. Lucas przez ten czas odezwał się tylko raz. Dzień po pogrzebie. Zadzwonił do mnie i spytał, jak się czuje. Nie mówił nic o sobie, a po dwóch minutach się rozłączył. Miałam dziwne wrażenie, że już na zawsze. Co dzień miałam ochotę płakać, ale udawałam twardą. Starłam się nie rozklejać przed Emmą czy Kylem. Mieszkałam z przyjaciółką, ale to była kwestia czasu kiedy się od niej wyniosę. Nie chciałam być dla niej jakimkolwiek ciężarem. Już wystarczająco obarczyłam ją wiedzą o wampirach. Czułam się tego wszystkiego winna, a szczególnie śmierci mamy. To nie ja ją zabiłam, ale czułam się tak jakbym przyczyniła się do jej śmierci. Nie chciałam odwlekać w czasie treningów z Kylem, ale najpierw musiałam się pozbierać. Dziś nadszedł dzień, w którym miałam pierwszy raz stanąć do walki... Udawanej, ale jednak. Przemyłam twarz zimną wodą chcąc się rozbudzić. Spojrzałam w lustro z niesmakiem. Coś się we mnie zmieniło. Nie tylko wewnętrznie. Moje oczy już nie były spokojne tylko wojownicze. Nie przerażał mnie ten widok. Pogodziłam się już z tym, że już nie jestem tą Leą co kiedyś. Zamrugałam kilka razy i wzięłam głęboki oddech.
-Dasz radę. - Szepnęłam do siebie i opuściłam łazienkę. W sypialni Emmy, którą teraz ze mną dzieliła na łóżku siedziała jej mama. Nucąc pod nosem składała ciuchy w idealną kosteczkę.
-Witaj Lea. - Przywitała się z uśmiechem.
-Dzień dobry.
-To są twoje walizki? - Spytała zerkając na mnie z lekkim zainteresowaniem.
-Tak. Mama wróciła już z wakacji - Skłamałam z udawanym entuzjazmem.
-Och jaka szkoda. Świetnie nam się z tobą mieszkało.
-Dziękuję, ale chyba trochę nadużyłam gościnność.
-Nie pleć takich bzdur dziecko! - Zaśmiałam się szczerze i sięgnęłam po płaszcz wiszący na krześle.
-Będę się już zbierać. Proszę przekazać Emmie, że niedługo zadzwonię.
-Oczywiście - Wstała i mocno mnie uściskała - Pozdrów mamę - Coś ścisnęło mnie w gardle uniemożliwiając odpowiedź. Skinęłam tylko głową, złapałam walizki i wyszłam szybkim krokiem. Bałam się przekroczyć próg naszego mieszkania. Nie wiedziałam co tam mnie spotka. Czy Lucas posprzątał? A może na podłodze nadal jest wielka plama po krwi i brudna przeklęta zielona kanapa, której nienawidziłam? Zimne powietrze zapiekło mnie w policzki. Pogoda ostatnio drastycznie się pogorszyła, jakby natura w ten sposób chciała pokazać, że też cierpi. Schowałam dłonie do kieszeni i ruszyłam szybkim krokiem przed siebie, chcąc jak najszybciej ukryć się w cieple. Idąc ulicami czułam się niewidzialna, jakbym była duchem. Ból i cierpienie sprawiło, że zaczęłam znikać, topiąc się w jego otchłani. Ludzie, którzy kiedykolwiek zaznali takiej straty wiedzą o czym mówię. Śmierć nie jest łatwa dla nikogo, szczególnie kogoś tak młodego jak ja. Nie chciałam by ktoś mi współczuł, nie chciałam się nad sobą użalać, ale to chyba było niemożliwe. Wchodząc po schodach starej kamienicy na ostatnie piętro czułam się nie pewnie. Oddech ugrzązł mi w gardle, gdy złapałam za klamkę, która lekko ustąpiła pod moim naciskiem. Weszłam do środka cicho uwalniając powietrze z moich płuc. W mieszkaniu panowała sterylna czystość. Zaciskając zęby szłam, rozglądając się dookoła. W salonie zielona kanapa została zastąpiona dwoma czarnymi fotelami. Ani śladu po morderstwie, które zaszło tu kilka dni temu.W starej sypialni mamy usłyszałam głuchy huk. Z mocno bijącym sercem chwyciłam nóż leżący na stole w kuchni i  zakradłam się w tamtą stronę. Uchyliłam drzwi i zamarłam ze zdziwienia.
-Lucas? - Wyszeptałam do stojącego do mnie plecami mężczyzny. Czarnowłosy odwrócił się w moją stronę z kamienną twarzą.
-Lea co ty tu robisz? - Nie odpowiedziałam. Rzuciłam się mu na szyje i mocno go uściskałam.
-Myślałam, że... - Ucięłam widząc jego smutne spojrzenie.
-Że się zabiłem? - Oblałam się rumieńcem, kiwając głową. - Kochałem twoją mamę, nadal ją kocham, ale myślę, że nie chciała bym mojej śmierci.
-Ja tez jej nie chce.
-Miło to słyszeć z twoich ust. - Odsunęłam się od niego na wyciągnięcie ręki i spojrzałam na zasłane łóżko, na którym leżała staromodna walizka.
-Wyprowadzasz się?
-Wyjeżdżam.
-Gdzie? - Spytałam marszcząc brwi.
-Do Paryża. Tam się urodziłem.
-Musisz?
-Wiem, że powinien ci pomóc, ale muszę na jakiś czas uwolnić się od tego miejsca.
-Zamierzasz kiedyś wrócić? - Spytała z nadzieją. Przełknął głośno ślinę, a ja już znałam odpowiedź. Wyczytałam ją z jego oczu. -  Czy jak to się skończy będę mogła do ciebie przyjechać? - Na jego twarzy malowało się zdziwienie.
-Chciałabyś tego?
-W sumie zostałeś mi tylko ty. Jesteś dla mnie, jak ojciec.
-Boże Lea - Porwał mnie w ramiona - Dziecko jedź ze mną teraz.
-Wiesz, że nie moge. Muszą zapłacić za to co zrobili. - Westchnął ciężko.
-Ona nie jest wampirem. Nie wiem czym jest. Nie chce by zabiła i ciebie.
-Nie pozwolę jej na to.
-Jesteś taka do niej podobna.
-Chciałabym być choć w połowie taka jak ona.
-Jesteś. Uwierz mi - Pocałował mnie w czoło - Wybacz mi, że cie zostawiam. - Nie chciałam tego, ale łzy zapiekły mnie w oczy.
-Rozumiem tylko co teraz będzie się ze mną działo? Zostałam osierocona, a nie jestem pełnoletnia - Uśmiechnął się łobuzersko.
-Może nie powinien tego robić, ale chciałem ci to wszystko jakoś ułatwić - Puścił mnie i podniósł z szafki nocnej dwie białe koperty, które mi podał. Z zaciekawienie otworzyłam jedną z nich i prawie upadła ze zdziwienia.
-Akt zgonu? Mój akt zgonu? - Mój głos drżał.
-Pomyślałem, że jak zacznie jako inna osoba będzie ci łatwiej - Widząc swoją datę śmierci na papierze wypisaną małymi czarnymi literami zrobiło mi się niedobrze. Trzęsąca się dłonią wyciągnęłam z koperty także dowód osobisty - Od dziś możesz być Leą Wild pochodzącą z Teksasu - Wytrzeszczyłam na niego oczy.
-Jak to zrobiłeś?
-Mam małe znajomości.
-Dziękuję - Pogłaskał mnie po policzku, ocierając tym samym łzy. Może życie jako ktoś inny będzie trochę łatwiejsze?

***

-Jak bieganie może pomóc mi zabić wampira? - Spytałam Kyla dysząc, cała zlana potem.
-Najpierw musisz się wzmocnić - Powiedział srogo, z twarzą ściągniętą niedozwoleniem. Wiedziałam, że nie chce mnie trenować. Nie chciał bym walczyła z wampirami, nie rozumiał jakie to dla mnie ważne, ale starał się wykazywać cierpliwością.
-Uważasz, że jestem słaba? - Wywrócił oczami.
-Nie, uważam, że musisz poćwiczyć swoją wytrzymałość - Wzniosłam oczy do nieba. Ja i tak wiedziałam swoje.
-Nie możesz w nieskończoność odciągać moment, w którym wezmę do reki kołek.
-Nie robię tego. Chce cie przygotować tak byś nie zginęła Lea, bo tego sobie nie wybaczę - Zagryzłam policzek, starają się ukryć irytacje.
- Mów sobie co chcesz - Wypaliłam i zaczęłam znów biec. Nie potrzebował wiele czasu by mnie dogonić, był o wiele szybszy.
-Gdzie będziesz teraz mieszkać? - Lekko zmienił temat.
-Nie wiem. Lucas zostawił mi niezłą sumkę pieniędzy. Może coś wynajmę? - Spojrzałam na niego wściekła, że mu nie sprawia to tyle wysiłku co mi.
-Może chcesz pomieszkać u mnie? - Potknęłam się o swoje nogi i runęłam na ziemie. Kyle zatrzymał się szybko i kucnął obok mnie - Nic ci nie jest? - Zapytał zatroskany. Podniosłam się do góry otrzepując spodnie z piasku.
-Uważasz, że to dobry pomysł? - Tak naprawdę nie to pytanie chciałam zadać. 
-Nie wiem, ale może warto spróbować? - Prychnęłam.
-Kim w ogóle dla siebie jesteśmy?


I tak po dosyć długiej przerwie powracam. Mam nadzieje, że ktoś jeszcze czyta Fatum, jeżeli nie... Mówisz się trudno może kiedyś ktoś zechcę zagłębić się w tej historii. :)

poniedziałek, 30 września 2013

Zawieszony

Nie zakańczam tego bloga ani nie porzucam, jedynie na jakiś czas go zawieszam. Nie wiem na ile, ale gdy nawiedzi mnie tylko wena dodam nowy rozdział :) Przepraszam i pozdrawiam, mam nadzieję, że będziecie cierpliwi :)

sobota, 3 sierpnia 2013

Rozdział 10

Śmierć jest bliska nam wszystkim. 
Tak bliska, jak dotyk, jak śmiech, jak łzy.
Serce bije.
W bicia jego rytm tańczy śmierć.
Ciągle czai się.
W ciąż obecna jest.
Ty dobrze o tym wiesz.


Zdyszana wygrzebałam klucz z kieszeni, ale okazało się, że drzwi są otwarte. Już na progu widniała wielka kałuża krwi. Z mocno bijącym sercem, ominęłam ją i weszłam do salonu. Z ust wyrwał mi się jęk rozpaczy, gdy dostrzegłam mamę. Blada, z zamkniętymi oczami, umazana krwią leżała na tej pieprzonej zielonej kanapie, a obok niej klęczał Lucas.
-Mówiłem ci żebyś nie przychodziła - Szepnął załamanym głosem. Na słabych nogach podeszłam bliżej i kucnęłam obok niego. Chwyciłam jej nadgarstek, ale tak naprawdę już wiedziałam. Jej klatka już się nie unosiła, jej serce przestało bić. Po policzkach spłynęły mi łzy.
-I co byśmy powiedział? Że odeszła? Nie jestem głupia Lucas. Już o wszystkim wiem. Zabił ją wampir prawda? - Kiwnął głową - Dlaczego?! - Wrzasnęłam - Dlaczego mi kurwa nic nie powiedzieliście?! Chyba miałam prawo wiedzieć!
-Mama chciała cie chronić.
-Gówno prawda. Bała się, że pójdę w jej ślady, że będę miała coś co ona już straciła. 
-Przestań! - Krzyknął, zrywając się na równe nogi. - Jesteś małą gówniarą i nic nie wiesz! Chciała dla ciebie dobrze, a ty śmiesz tak o niej mówić? Twoja matka nie żyje dociera to do ciebie?! - Poderwałam się do góry, patrząc mu prosto w oczy.
-Dlaczego ją zabili? Kto to zrobił? - Spytałam oschłym tonem.
-Zemsta - Powiedział cicho. Jego szczęka drżała, a w oczach czaiły się łzy.  Podeszłam i go przytuliłam.
-Tak mi przykro - Szepnęłam, jakby to nie dotyczyło mnie. Wyłączyłam wszelkie emocje.
-Lea... Boże ona nie żyje - Podniosłam głowę i kciukiem otarłam jego łzy. Pocałowałam go w policzek, a potem ruszyłam w stronę drzwi.
-Musze stąd wyjść.
-Lea, zaczekaj...
-Nie. Lucas muszę zostać sama... Zajmij się nią - Zatrzasnęłam za sobą drzwi i wybiegłam na zewnątrz. Nabrałam zimnego powietrza do płuc. Spojrzałam w niebo, które zasłaniały ciemne, burzowe chmury. Zaczęło grzmieć, a po chwili spadł deszcz, a ja wciąż stałam. Jak słup soli. Zabili mi matkę, a ja nie wiedziałam kto to zrobił ani w jaki sposób mam ukarać ich za tą zbrodnie. Nie czułam smutku tylko gniew. Tak obezwładniający, że miałam ochotę coś rozwalić. Wypadło na ścianę naszej kamienicy. Pięścią przywaliłam w nią z wrzaskiem rozpaczy, której tak naprawdę jeszcze nie czułam. Moją rękę przebiegł bolesny dreszcz, a w ścianie widniało wgniecenie. Nawet nie wiedziałam, że mam tyle siły. Spojrzałam na swoją dłoń. Wszystkie cztery kostki były zdarte i kapała z nich krew, która mieszała się z deszczem. Obserwowałam krew z namysłem i uwagą, a we mnie narastało dziwne uczucie, którego nie potrafiła zdefiniować. Czułam się, jakby coś się we mnie obudziło. Coś co długo skrywało się głęboko na dnie mojej świadomości. Z tego dziwnego transu wyrwał mnie dzwonek mojej komórki. Wygrzebałam ją z kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz.
-Emmo nie mogę teraz rozmawiać - Powiedziałam an wstępie.
-Nie nie rozłączaj się. Przysięgam, że jak to zrobisz to ukręcę ci łeb - Wywróciłam oczami.
-O co chodzi? - Starałam brzmieć się naturalnie. Nie tak jakbym zobaczyła przed chwilą martwe ciało matki.
-Chciałam cie przeprosić... Naprawdę bardzo mi przykro. Nie zachowałam się, jak przyjaciółka, a raczej, jak zimna zdzira. Wybacz mi Lea. Proszę. Chce cie teraz wysłuchać i pomóc odkryć ci prawdę. Może masz racje. Może ona coś ukrywa, a Kyle o tym wie. Pomogę ci, tylko mi na to pozwól - Mocno zacisnęłam szczękę. Jak miałam jej o tym wszystkim powiedzieć? Jak?
-Emmo już wszystko wiem.
-Co? Naprawdę? I nic mi nie powiedziałaś? Co to było? Jaki sekret? Mów...
-Moja mama nie żyje - Wypaliłam by zamknąć jej buzię - Została zamordowana. Chciałabym ci powiedzieć przez kogo, ale nie uwierzysz mi - Po drugiej stronie słuchawki nastała cisza. - Przed chwilą widziałam jej ciało. Pokłóciłyśmy się i nawet nie zdążyłam się z nią pożegnać. Boże Emmo nawet jej nie przeprosiłam. Co ze mnie za córka - Łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Nie chciałam płakać chciałam być silna, ale obiecałam sobie, że to ostatni raz.
-Lea... Gdzie jesteś? Masz mi wszystko powiedzieć. Nie obiecuje, że uwierzę, ale chce wiedzieć.

***

Deszcz wciąż padał. Jakby też płakał. Płakał nad jej śmiercią. Ksiądz wypowiadał, jakieś słowa. Dla mnie nie zrozumiałe. Nie wierzyłam w boga. Jeżeli kiedyś była nadzieja bym odzyskała wiarę, uleciała wraz z jej śmiercią. Stałam wpatrując się w jej trumnę z ciemnego drewna ze złotymi wykończeniami. Na wieku leżał bukiet białych róż i list, który napisałam. Nie zdradzę wam jego treści. To list dla niej, tylko dla niej. Obok mnie stal Lucas. Nie rozmawialiśmy wiele. W sumie wcale, bo mieszkałam u Emmy. Powiedziałam mu wprost, że odchodzę i już nigdy tam nie wrócę. Kłamałam. Kiedyś znajdę odwagę, ale nie teraz. Za mną stała przyjaciółka, pocieszająco głaszcząc moje ramie. Nie czułam się przez to lepiej, ale czy to ważne? Uwierzyła mi. Z początku myślała, że zwariowałam, ale pokazałam jej kołek, zdjęcia. Przekonałam ją, że wampiry istnieją. Zaraz za Emmą, stał Kyle  w czarnym garniturze z pochyloną głową. Nie prosiłam, by przychodził. Nawet nie wiedziałam skąd wie, ale przecież to stróż. Wie więcej niż mi się wydaje.
-Niech Bóg ma ją w opiece - Ostatnie słowa księdza, wywołały we mnie ten sam gniew. Tak straszliwy, że ledwo się opanowałam. Lucas podszedł do grobu i sypnął na trumnę garstkę czarnej ziemi. Tak samo zrobiło kilka innych osób, których w ogóle nie znałam. Po chwili ludzie się rozproszyli. Została nas tylko marna garstka. Stałam i wpatrywałam się, jak ją zakopują. Nie uroniłam ani jednej łzy. Wiedziałam, że jest ze mnie dumna.
-Witaj - Podniosłam wzrok na stojącego przede mną blond włosego mężczyznę. Był może w wieku Lucasa, może odrobinie młodszy. Opierał się na dwóch kulach i uśmiechał smutno.
-Dzień dobry - Wyszeptałam.
-Jestem Alex. Brat twojego ojca.
-Lucas nie jest moim tatą - Powiedziałam, ale on tylko uśmiechnął się szerzej.
-Nie chodzi mi o Lucasa, tylko Kris'a.
-Och...
-Kiedy ostatni raz tu byłem chowali właśnie go - Powiedział ze smutkiem. - Cami... Była wspaniała. To takie przykre, że to ją spotkało.
-Tak to prawda.
-Zawsze chciałem cie poznać wiesz? Ale Cami powiedziała, że odcina się od przeszłości, a ja nie miałem odwagi, by jej w tym przeszkodzić. Żałuje, że to tak się potoczyło - Kiwnęłam głową w zamyśleniu.
-Czy będe mogła ci kiedyś zająć chwilę? Chciałabym porozmawiać o tacie. Dowiedzieć się jaki był.
-Oczywiście. Zadzwoń albo napisz, a ja przyjadę - Mocno mnie przytulił - Lea i pamiętaj nie daj się zabić. Zemsta nie zawsze popłaca - Szepnął mi do ucha i odszedł. Przez chwilę patrzyłam w ślad za nim, a potem odwróciłam się w stronę Kyla. Patrzył na mnie uważnie, nieprzeniknionym wzrokiem. Podeszłam do niego i stanęłam na wyciągnięcie reki. Tamten pocałunek znaczył wiele, ale teraz nie chciałam... Nie chciałam by cokolwiek mi przeszkodziło.
-Musimy pogadać - Zaczęłam.
-W porządku. Teraz? 
-Poczekasz na mnie pięć minut?
-Jasne - Nic więcej nie mówiąc oddaliłam się w stronę grobu. Stanęłam i spojrzałam na jej zdjęcie. Była piękna. Uderzyło mnie wrażenie, że to ostatni raz kiedy tu jestem.
-Kocham cie mamo - Szepnęłam - Przepraszam. Tak bardzo cie przepraszam. Nie chciałam wiesz o tym. Żałuje, że nie mogłam powiedzieć ci tego prosto w oczy. Chce byś wiedziała, że nie zostawię tak tego. Osierocili mnie. Nie mam już nikogo i zapłacą mi za to. Nie robię tego tylko dla ciebie, ale także dla siebie, więc jeżeli umrę nie win się - Pogłaskałam kciukiem jej zdjęcie.
-Ona też mściła się za swoich rodziców - Usłyszałam za sobą głos Lucasa.
-Jak to?
- Zabiłem ich, gdy była jeszcze dzieckiem. Przyrzekła sobie, że ona zabije także mnie.
-Chcesz mi powiedzieć, że byłeś wampirem.
-Tak - Powiedział cicho.
-Ale jak? Jakim cudem?
-To przeznaczenie Lea. Każdemu wampirowi przydzielony jest człowiek, który dzięki swojej miłości przywróci mu człowieczeństwo. Twoja mama była moim przeznaczeniem. Lea kocham cie, jak własną córkę, ale nie jestem twoim ojcem. Nie chce by stała ci się krzywda, ale jesteś jak ona. Nie poddasz się. Chce byś wiedziała, że to nie jest zwykły wampir, ale ty także nie jesteś zwykłą nastolatką. Nie powstrzymam cie, nie zamierzam. Może tchórze, ale nie zdołam wiele. Usuwam się w cień. Nie wiem czy długo bez niej wytrwam, ale jeżeli tylko czegoś będziesz potrzebowała możesz przyjść do mnie. Nie mam już nadnaturalnych sił, ale może się przydam. Kocham cie - To brzmiało jak pożegnanie. Nie to było pożegnaniem. - Odchodzę. Mieszkanie jet twoje. Jak będziesz mnie potrzebować odnajdziesz mnie - Wiedziałam, że nie. Odchodzi, ale nie tylko stąd. Odchodzi na zawsze. Miłość zapędza ludzi do grobu.
-Lucas...
-Nie Lea. Wiem co robię - Podszedł do mnie i pocałował w czoło - Jesteś dzielna i dasz sobie radę. Kiedyś się na pewno jeszcze zobaczymy - Okłamywał samego siebie. Nie miałam pretensji o to co chciał zrobić.
-Będę tęsknić - Wyszeptałam. Przytulił mnie mocno, potem spojrzał na grób i odszedł ze łzami w oczach. Pożegnania to część życia, ale były cholernie trudne. Jeszcze raz zerknęłam na zdjęcie i wróciłam do Kyla. Emma stała tuż koło niego.
-Będę na ciebie czekać w domu - Powiedziała, klepiąc mnie po ramieniu. - Będę czekać pamiętaj - Kiwnęłam głową, a ona zostawiła nas samych. Przez długi czas szliśmy w milczeniu w słuchani w deszcz i szum wiatru. Mokre włosy przylepiły mi się do twarzy, ale nie zważałam na to. Liczyło się tylko to, co miałam powiedzieć.
-Mam prośbę - Zaczęłam, gdy weszliśmy do parku gdzie pierwszy raz się do mnie odezwał.
-Tak? - Zatrzymał się i spojrzał na mnie.
-Musisz nauczyć mnie polować na wampiry - Spuścił głowę, przeczesując włosy.
-Lea chcesz bym pozwolił ci ryzykować życiem?
-Oni zabili moją mamę Kyle. Teraz ja chce zabić ich. Proszę cie o pomoc, bo wiem, że możesz mnie tego nauczyć, ale jeżeli odmówisz... Znajdę inny sposób - Zaśmiał się cierpko.
-Nie chce by cie się stała krzywda.
-To naucz mnie tak walczyć, by mnie nawet nie tknęli - Chwycił mój podbródek i spojrzał mi głęboko w oczy.
-Jeżeli cie tkną sam ich pozabijam - Powiedział i pocałował mnie w usta. Pocałunek, który niósł lepsze jutro.


Hej.:) Mam nadzieje, że jeszcze mnie czytacie. Dotarliśmy do punktu gdzie akcja dopiero się rozpoczyna. Opowiadanie będzie nawiązywało do poprzedniej części. To tak jakbyśmy cofnęli się przeszłości i obserwowali Cami i Chrisa w trochę innym wydaniu. Mam nadzieję, że to wam się spodoba.
Chyba w każdej części fatum musi znaleźć się pogrzeb. To chyba nie od łączna część tego opowiadania. Śmierć. Rozdział pisało się trudno. Nie z powodu braku weny, ale musiałam pożegnać kolejnego bohatera. Ten kto kiedykolwiek pisał opowiadanie, w którym ktoś umiera wie co czuje teraz. Pisząc utożsamiamy się z bohaterami, jak któryś umiera, umiera także cząstka nas.

Zachęcam także do czytania innych moich opowiadań. Nie wszystkie są o wampirach :)
Pozdrawiam i życzę miłego czytania :)

poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział 9

Przeszłość powraca i zawraca. 
Nie uwolnisz się do grzechów i wspomnień.
Zgnębią cie one. Rany otwarte pozostawią, sypiąc na nie sól łkać będziesz w ciemnościach.

Nie odepchnął mnie, tak jak się spodziewałam. Przyciągnął bliżej siebie, tak że między naszymi ciałami nie było nawet milimetra wolnej przestrzeni. Jego usta były miękkie i wilgotne. Czułam się... Niesamowicie. Jak nigdy dotąd. Nie był to mój pierwszy pocałunek, choć mógłby nim być. Wsunęłam palce w jego ciemne włosy, przeczesując je. Jakbym dotykała jedwabiu. Co ten chłopak miał w sobie, że sprawiał wrażenie idealnego? Diament bez najmniejszej skazy.  Tak, to było najlepsze określenie. Jego dłonie powędrowały pod moją koszulkę. Jedyną rzecz, która na sobie miałam. Odsunęłam się od niego. Może na centymetr, ale sprawiło to, że chciałam znów do niego przylgnąć.
-E,e - Pokręciłam głową, chwytając go za nadgarstki.
-Nienawidzę cie - Powiedział, przykładając swoje czoło do mojego. Uśmiechnęłam się szeroko. Nigdy nie słyszałam bardziej fałszywego zdania.
-Muszę wrócić do domu - Pokiwał głową.
-Ale obiecaj, że nic jej nie powiesz.
-Nie mogę ci tego obiecać.
-Lea...
-Daj już spokój. Zorbie to co uznam za słuszne - Westchnął ciężko i odsunął się na wyciągnięcie ręki.
-Dobrze, ale nie mów jej o mnie. O tym kim jestem - Uśmiechnęłam się.
-Muszę się ubrać - Kącik jego ust powędrował lekko do góry. Odwrócił się i wyszedł, delikatnie zamykając za sobą drzwi. Kucnęłam i podniosłam z podłogi swój telefon, który wypadł mi wcześniej z ręki. Spojrzałam na wyświetlacz, a oddech ugrzązł mi w gardle. Równe pięćdziesiąt nieodebranych połączeń.
-O mój boże... - Szepnęłam sama do siebie, wybierając numer mamy. Odebrała po trzecim sygnale.
-Lea nie wracaj do domu - W słuchawce usłyszałam głos Lucasa.
-Co? Dlaczego? Co się stało?
-Raz w życiu mnie posłuchaj i nie wracaj - Mówił dziwnie. Jakby przez łzy?
-Słuchałam cie już wcześniej, ale tym razem nie zamierza. Będę z powrotem za pół godziny.
-Lea nie waż się...
-Do zobaczenia - Wcisnęłam czerwoną słuchawkę z bardzo, bardzo złym przeczuciem. Szybko się ubrałam i wpadłam do salonu, gdzie Kyle nadal stał przy kuchence, klnąc pod nosem.
-Muszę już iść - Powiedziałam pośpiesznie, ruszając w stronę drzwi.
-Co się stało? - Spojrzał na mnie zaniepokojony.
-Zadzwonię potem...
-Nie masz mojego numeru - Nie odpowiedziałam tylko szybko zatrzasnęłam za sobą drzwi. Zbiegłam po schodach i wypadłam na zewnątrz z galopującym sercem. Wiedziałam, że stało się coś okropnego. Coś co zdarzyć nigdy się nie powinno.

Rozległo się pukanie do drzwi. Cami z ciężkim westchnieniem podniosła się z łóżka i włożyła pośpiesznie koszulkę Lucasa, który spał. Nie mogła sobie wybaczyć, że pozwoliła na to wszystko. Zawsze panowała nad emocjami. A teraz? Co się z nią działo? Chyba nie mogę pogodzić się ze swoim życiem - Pomyślała.- Ale sama do tego doprowadziłam - Zadręczała się przekręcając klucz w zamku. Uchyliła drzwi, za którymi ukazała jej się twarz brązowowłosej kobiety. Coś nie pasowało w jej wyglądzie, dopiero po sekundzie zdała sobie sprawę, że dziewczyna nie ma źrenic. Jej oczy były białe, jakby schowane za mgłą. Nieznajoma pchnęła drzwi i dźgnęła Camil srebrnym sztyletem.
-To za naszych braci - Warknęła i wtargnęła do środka. Łowczyni z cichym krzykiem osunęła się na ziemie, trzymając w dłoniach sztylet, który wciąż tkwił w jej brzuchu. Lucas szybko otworzył oczy. Coś było nie tak. Zerwał się na równe nogi i szybko wskoczył w spodnie leżące obok. Usłyszał hałas dochodzący z salonu. Podbiegł do szafy i wyciągnął z niej kołek. Jedyną broń, którą zachowała Cami. Szybkim krokiem opuścił sypialnie. Na podłodze przed drzwiami leżała jego ukochana w kałuży krwi, w kuchni stała brązowowłosa kobieta uśmiechając się szyderczo, a za nią dwóch mocno zbudowanych mężczyzn.
-Witaj Lucasie - Znał tą twarz. Niewinna niewiasta w jego ramionach, błagająca o życie.
-Luna - Szepnął.
-Nie ma jak to spotkanie po latach, nie sądzisz?
-Przecież on cie zabił - Powiedział z wyrzutem.
-Och, pamiętam jaki byłeś wtedy niezadowolony, ale muszę cie zmartwić. Nie zabił mnie.
-Jak? - Czarnowłosy nie mógł pozbierać myśli, tym bardziej, że Cami umierała. Wiedział to, czuł, jak uchodzi z niej życie. Z każdą sekundą coraz szybciej.
-Myślałeś, że był głupi? Że nie zabezpieczy się? Wiedział, że śmierć jest mu dosyć bliska i postanowił stworzyć mnie. Swoją tajną broń. Teraz ja rządzę w tym mieście. Powinieneś martwić się, że nie jesteś już wampirem - Podeszła do niego i schwytała jego twarz w dłonie. - Śmiertelność jest dla głupców - Szepnęła i pocałowała go, tak jak on ją wtedy. Mocno i namiętnie. - Zajmijcie się nim. Potem musimy znaleźć dziewczynę - Powiedziała i wyszła z wdziękiem nie zerkając za siebie. Dwaj mężczyźni spojrzeli po sobie. Dwa wampiry, którym Lucas musiał stawić czoło, rzuciły się w jego kierunku, a w jego głowie rozległ się głos Luny: ''Nie ma jak to spotkanie po latach, nie sądzisz?''.

środa, 10 lipca 2013

Rozdział 8

Otwórz oczy, spójrz na świat.
Nie pozwól, by prawda ugrzęzła w snach.

Otworzyłam sennie oczy, przytulając się do miękkiej poduszki. Z kuchni dobiegała mnie cicha muzyka i nieregularne kroki. Spojrzałam na komórkę leżącą na szafce nocnej, stającej obok łóżka. Była wyłączona. Nie przypominam sobie bym ją wyłączała. Marszcząc brwi odkopałam się spod kołdry i przeciągnęłam się rozkosznie, ziewając przy tym. Wstałam, a pod nagimi stopami poczułam chłodną drewnianą podłogę.
Wczorajsze wspomnienia uderzyły we mnie niczym piorun. Zmącone obrazy i uczucia. Słowa Kyla: Twoja mama była jednym z najlepszych łowców. Usiadłam z powrotem na łóżku. Nie, opadłam na nie z braku sił. Próbowałam uspokoić oddech. Jak mogłam być taka spokojna wczoraj. Przecież to niemożliwe! - Pomyślałam, a wtedy przed oczami ukazała mi się twarz czarnowłosego chłopaka. On tak działał na mnie. Uspokajał mnie własną sobą. I kolejne wspomnie. Siedzimy u niego w salonie. Tak blisko siebie. Czułam jego ciepło, jego głęboki oddech. Pochyliłam się w jego stronę, ale on pokręcił głową i powiedział ze smutnymi oczami: ''Nie możemy''. Zalała mnie wtedy fala wściekłości. Nic więcej nie pamiętałam. To było wszystko. Nadmiar emocji mną targających, wykańczał mnie do reszty. Wstałam po raz kolejny. Tym razem podeszłam do drzwi i chwyciłam za klamkę, która ustąpiła pod moim naciskiem z cichym kliknięciem. Kyle stał przy kuchence mieszając coś w garnku. Nie miał na sobie koszulki, tylko spodnie dresowe nisko opuszczone na biodrach. Jego mięśnie robiły wrażenie. Miałam ochotę rysować ich kontury palcem po jego ciele. Oczywiście szybko wyrzuciłam to z głowy. Idąc w jego stronę potknęłam się o własne stopy i wylądowałam na tej przeklętej kanapie.
-To kara za zakradanie się - Zaśmiał się i odwrócił w moją stronę.
-Wcale się nie skradałam - Powiedziałam naburmuszona. Spojrzał prosto w moje oczy, ale szybko odwróciłam wzrok. Co on sobie myślał? Byłam taką idiotką chcąc go pocałować. Niech to szlag! - Prowadząc monolog w myślach wstałam i obciągnęłam koszulkę, która pożyczył mi jako piżamę.
-Wyłączyłem twój telefon. Nie chciałem, by twoja dobijająca się mama cie obudziła. - A więc to tak. - Kiwnęłam głową i westchnęłam ciężko.
-Chyba będę musiała do niej zadzwonić. - Uśmiechnął się do mnie ze współczuciem.
-Lepiej żebyś nie mówiła jej, że wszystko wiesz.
-Czemu? Chciałam jej zrobić awanturę. - Parsknął śmiechem, ale ja mówiłam serio.
-Dla jej własnego bezpieczeństwa. - Powiedział już poważnie.
-Co takiego może się jej stać? - Oblizał wargi i spojrzał na mnie spod przymrożonych powiek.
-Posłuchaj mnie. I tak już wiele ci powiedziałem. Nie mów jej i tyle.
-Okłamywała mnie przez całe życie, a ja nawet nie mogę jej tego wygarnąć!?
-Proszę. - Szepnął. Zacisnęłam usta w cienką kreskę patrząc na niego wyzywająco.
-Kim w ogóle jest Lucas? - To pytanie przyszło niespodziewanie. Nawet wcześniej o tym nie myślałam, ale zdawałam sobie sprawę, że i on coś kryje.
-Jeżeli ci powiem znienawidzisz go - Skrzyżowałam ręce na piersi.
-Mów - Zażądałam.
-Idź zadzwoń do mamy.
-Pieprzony gnojek! Myślisz, że się nie dowiem? - Wzniósł do góry brwi ze zdziwienia.
-Myślę, że nie.
-To źle myślisz - Warknęłam i wróciłam do sypialni. Chwyciłam za komórkę i ją włączyłam.
-Lea - Usłyszałam jego głos za plecami.
-Czego? Czego ode mnie chcesz? - Poczułam jego dłonie na tali. Nie odwróciłam się. Czekałam na jego krok.
-Nie rób nic głupiego.
-Już zrobiłam - Powiedziałam. Jego mięśnie napięły się w niemym pytaniu, a wtedy obróciłam się na pięcie i musnęłam jego usta. Byłam idiotką. Wiem.

***
-Zabije ją jak wróci! - Lucas spojrzał na rozwścieczoną Cami, która była na skraju wytrzymałości.
-Uspokój się - Powiedział łagodnym głosem, przygarniając ją do siebie.
-Czemu ona mi to robi? Chciałam dobrze. A jeżeli coś się jej stało? Już nie wiem co robić. - Była załamana.
-Nic jej nie jest. Zapewne  nocuje u Emmy.
-Nie. Dzwoniłam do niej. Są pokłócone. Co się dzieje z moją kruszynką? - Załkała cicho chowając twarz w ramieniu czarnowłosego. Pogłaskał ją po jej miękkich włosach, chcąc ją uspokoić. Oboje się zmienili. Czas ich zmienił. Nic nie można było na to poradzić. 
-Cami proszę - Szepnął słodko do jej ucha. - Nie myśl o najgorszym. Wiem, że się denerwujesz, ale wszystko będzie w porządku.
-Już sobie nie radzę - Powiedziała cicho - To mnie przerasta.
-Macierzyństwo? - Zaśmiała się krótko bez krzty humoru.
-Tęsknie za tym. Wiesz? Za wyładowaniem emocji na tych pieprzonych krwiopijcach - Mimo że nie był już jednym z nich te słowa i tak zabolały.
-Nie musiała z tego rezygnować.
-A jak sobie to wyobrażasz? Miałabym ją szkolić na łowce? Pozwolić jej na nocne wypady z kołkiem, martwiąc się czy jeszcze wróci?
-Cami kochanie to, że zamknęłaś ją w klatce też nic nie dało. Chce znać prawdę. Łatwiej byłoby, gdyby znała ją od początku - Odepchnęła chłopaka od siebie i spojrzała na niego oskarżycielsko.
-Nie chciałam dla niej takiego życia.
-Może powinnaś pozwolić jej wybrać? - Jej oczy zaszły mgłą smutku. Pokręciła głową i wybuchnęła płaczem. Osunęła się na kolana i schowała twarz w dłoniach. Czuła się tak rozdarta. Wiedziała, że popełniła błąd, ale może gdyby on tu był... Może było by inaczej. Lucas usiadł koło niej i mocno ją przytulił. Gdy ona płakała jego serce płakało razem z nią.


środa, 3 lipca 2013

Miłość

Jeden oddech, jedna łza. Tu w kałuży krwi upadły anioł łka. Na plecach wielkie, odwrócone, krwawe V. 
Odebrano mu skrzydła. Akt niesprawiedliwości.
 Zakochał się. 
Miłość to taka wielka zbrodnia.