poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział 9

Przeszłość powraca i zawraca. 
Nie uwolnisz się do grzechów i wspomnień.
Zgnębią cie one. Rany otwarte pozostawią, sypiąc na nie sól łkać będziesz w ciemnościach.

Nie odepchnął mnie, tak jak się spodziewałam. Przyciągnął bliżej siebie, tak że między naszymi ciałami nie było nawet milimetra wolnej przestrzeni. Jego usta były miękkie i wilgotne. Czułam się... Niesamowicie. Jak nigdy dotąd. Nie był to mój pierwszy pocałunek, choć mógłby nim być. Wsunęłam palce w jego ciemne włosy, przeczesując je. Jakbym dotykała jedwabiu. Co ten chłopak miał w sobie, że sprawiał wrażenie idealnego? Diament bez najmniejszej skazy.  Tak, to było najlepsze określenie. Jego dłonie powędrowały pod moją koszulkę. Jedyną rzecz, która na sobie miałam. Odsunęłam się od niego. Może na centymetr, ale sprawiło to, że chciałam znów do niego przylgnąć.
-E,e - Pokręciłam głową, chwytając go za nadgarstki.
-Nienawidzę cie - Powiedział, przykładając swoje czoło do mojego. Uśmiechnęłam się szeroko. Nigdy nie słyszałam bardziej fałszywego zdania.
-Muszę wrócić do domu - Pokiwał głową.
-Ale obiecaj, że nic jej nie powiesz.
-Nie mogę ci tego obiecać.
-Lea...
-Daj już spokój. Zorbie to co uznam za słuszne - Westchnął ciężko i odsunął się na wyciągnięcie ręki.
-Dobrze, ale nie mów jej o mnie. O tym kim jestem - Uśmiechnęłam się.
-Muszę się ubrać - Kącik jego ust powędrował lekko do góry. Odwrócił się i wyszedł, delikatnie zamykając za sobą drzwi. Kucnęłam i podniosłam z podłogi swój telefon, który wypadł mi wcześniej z ręki. Spojrzałam na wyświetlacz, a oddech ugrzązł mi w gardle. Równe pięćdziesiąt nieodebranych połączeń.
-O mój boże... - Szepnęłam sama do siebie, wybierając numer mamy. Odebrała po trzecim sygnale.
-Lea nie wracaj do domu - W słuchawce usłyszałam głos Lucasa.
-Co? Dlaczego? Co się stało?
-Raz w życiu mnie posłuchaj i nie wracaj - Mówił dziwnie. Jakby przez łzy?
-Słuchałam cie już wcześniej, ale tym razem nie zamierza. Będę z powrotem za pół godziny.
-Lea nie waż się...
-Do zobaczenia - Wcisnęłam czerwoną słuchawkę z bardzo, bardzo złym przeczuciem. Szybko się ubrałam i wpadłam do salonu, gdzie Kyle nadal stał przy kuchence, klnąc pod nosem.
-Muszę już iść - Powiedziałam pośpiesznie, ruszając w stronę drzwi.
-Co się stało? - Spojrzał na mnie zaniepokojony.
-Zadzwonię potem...
-Nie masz mojego numeru - Nie odpowiedziałam tylko szybko zatrzasnęłam za sobą drzwi. Zbiegłam po schodach i wypadłam na zewnątrz z galopującym sercem. Wiedziałam, że stało się coś okropnego. Coś co zdarzyć nigdy się nie powinno.

Rozległo się pukanie do drzwi. Cami z ciężkim westchnieniem podniosła się z łóżka i włożyła pośpiesznie koszulkę Lucasa, który spał. Nie mogła sobie wybaczyć, że pozwoliła na to wszystko. Zawsze panowała nad emocjami. A teraz? Co się z nią działo? Chyba nie mogę pogodzić się ze swoim życiem - Pomyślała.- Ale sama do tego doprowadziłam - Zadręczała się przekręcając klucz w zamku. Uchyliła drzwi, za którymi ukazała jej się twarz brązowowłosej kobiety. Coś nie pasowało w jej wyglądzie, dopiero po sekundzie zdała sobie sprawę, że dziewczyna nie ma źrenic. Jej oczy były białe, jakby schowane za mgłą. Nieznajoma pchnęła drzwi i dźgnęła Camil srebrnym sztyletem.
-To za naszych braci - Warknęła i wtargnęła do środka. Łowczyni z cichym krzykiem osunęła się na ziemie, trzymając w dłoniach sztylet, który wciąż tkwił w jej brzuchu. Lucas szybko otworzył oczy. Coś było nie tak. Zerwał się na równe nogi i szybko wskoczył w spodnie leżące obok. Usłyszał hałas dochodzący z salonu. Podbiegł do szafy i wyciągnął z niej kołek. Jedyną broń, którą zachowała Cami. Szybkim krokiem opuścił sypialnie. Na podłodze przed drzwiami leżała jego ukochana w kałuży krwi, w kuchni stała brązowowłosa kobieta uśmiechając się szyderczo, a za nią dwóch mocno zbudowanych mężczyzn.
-Witaj Lucasie - Znał tą twarz. Niewinna niewiasta w jego ramionach, błagająca o życie.
-Luna - Szepnął.
-Nie ma jak to spotkanie po latach, nie sądzisz?
-Przecież on cie zabił - Powiedział z wyrzutem.
-Och, pamiętam jaki byłeś wtedy niezadowolony, ale muszę cie zmartwić. Nie zabił mnie.
-Jak? - Czarnowłosy nie mógł pozbierać myśli, tym bardziej, że Cami umierała. Wiedział to, czuł, jak uchodzi z niej życie. Z każdą sekundą coraz szybciej.
-Myślałeś, że był głupi? Że nie zabezpieczy się? Wiedział, że śmierć jest mu dosyć bliska i postanowił stworzyć mnie. Swoją tajną broń. Teraz ja rządzę w tym mieście. Powinieneś martwić się, że nie jesteś już wampirem - Podeszła do niego i schwytała jego twarz w dłonie. - Śmiertelność jest dla głupców - Szepnęła i pocałowała go, tak jak on ją wtedy. Mocno i namiętnie. - Zajmijcie się nim. Potem musimy znaleźć dziewczynę - Powiedziała i wyszła z wdziękiem nie zerkając za siebie. Dwaj mężczyźni spojrzeli po sobie. Dwa wampiry, którym Lucas musiał stawić czoło, rzuciły się w jego kierunku, a w jego głowie rozległ się głos Luny: ''Nie ma jak to spotkanie po latach, nie sądzisz?''.

środa, 10 lipca 2013

Rozdział 8

Otwórz oczy, spójrz na świat.
Nie pozwól, by prawda ugrzęzła w snach.

Otworzyłam sennie oczy, przytulając się do miękkiej poduszki. Z kuchni dobiegała mnie cicha muzyka i nieregularne kroki. Spojrzałam na komórkę leżącą na szafce nocnej, stającej obok łóżka. Była wyłączona. Nie przypominam sobie bym ją wyłączała. Marszcząc brwi odkopałam się spod kołdry i przeciągnęłam się rozkosznie, ziewając przy tym. Wstałam, a pod nagimi stopami poczułam chłodną drewnianą podłogę.
Wczorajsze wspomnienia uderzyły we mnie niczym piorun. Zmącone obrazy i uczucia. Słowa Kyla: Twoja mama była jednym z najlepszych łowców. Usiadłam z powrotem na łóżku. Nie, opadłam na nie z braku sił. Próbowałam uspokoić oddech. Jak mogłam być taka spokojna wczoraj. Przecież to niemożliwe! - Pomyślałam, a wtedy przed oczami ukazała mi się twarz czarnowłosego chłopaka. On tak działał na mnie. Uspokajał mnie własną sobą. I kolejne wspomnie. Siedzimy u niego w salonie. Tak blisko siebie. Czułam jego ciepło, jego głęboki oddech. Pochyliłam się w jego stronę, ale on pokręcił głową i powiedział ze smutnymi oczami: ''Nie możemy''. Zalała mnie wtedy fala wściekłości. Nic więcej nie pamiętałam. To było wszystko. Nadmiar emocji mną targających, wykańczał mnie do reszty. Wstałam po raz kolejny. Tym razem podeszłam do drzwi i chwyciłam za klamkę, która ustąpiła pod moim naciskiem z cichym kliknięciem. Kyle stał przy kuchence mieszając coś w garnku. Nie miał na sobie koszulki, tylko spodnie dresowe nisko opuszczone na biodrach. Jego mięśnie robiły wrażenie. Miałam ochotę rysować ich kontury palcem po jego ciele. Oczywiście szybko wyrzuciłam to z głowy. Idąc w jego stronę potknęłam się o własne stopy i wylądowałam na tej przeklętej kanapie.
-To kara za zakradanie się - Zaśmiał się i odwrócił w moją stronę.
-Wcale się nie skradałam - Powiedziałam naburmuszona. Spojrzał prosto w moje oczy, ale szybko odwróciłam wzrok. Co on sobie myślał? Byłam taką idiotką chcąc go pocałować. Niech to szlag! - Prowadząc monolog w myślach wstałam i obciągnęłam koszulkę, która pożyczył mi jako piżamę.
-Wyłączyłem twój telefon. Nie chciałem, by twoja dobijająca się mama cie obudziła. - A więc to tak. - Kiwnęłam głową i westchnęłam ciężko.
-Chyba będę musiała do niej zadzwonić. - Uśmiechnął się do mnie ze współczuciem.
-Lepiej żebyś nie mówiła jej, że wszystko wiesz.
-Czemu? Chciałam jej zrobić awanturę. - Parsknął śmiechem, ale ja mówiłam serio.
-Dla jej własnego bezpieczeństwa. - Powiedział już poważnie.
-Co takiego może się jej stać? - Oblizał wargi i spojrzał na mnie spod przymrożonych powiek.
-Posłuchaj mnie. I tak już wiele ci powiedziałem. Nie mów jej i tyle.
-Okłamywała mnie przez całe życie, a ja nawet nie mogę jej tego wygarnąć!?
-Proszę. - Szepnął. Zacisnęłam usta w cienką kreskę patrząc na niego wyzywająco.
-Kim w ogóle jest Lucas? - To pytanie przyszło niespodziewanie. Nawet wcześniej o tym nie myślałam, ale zdawałam sobie sprawę, że i on coś kryje.
-Jeżeli ci powiem znienawidzisz go - Skrzyżowałam ręce na piersi.
-Mów - Zażądałam.
-Idź zadzwoń do mamy.
-Pieprzony gnojek! Myślisz, że się nie dowiem? - Wzniósł do góry brwi ze zdziwienia.
-Myślę, że nie.
-To źle myślisz - Warknęłam i wróciłam do sypialni. Chwyciłam za komórkę i ją włączyłam.
-Lea - Usłyszałam jego głos za plecami.
-Czego? Czego ode mnie chcesz? - Poczułam jego dłonie na tali. Nie odwróciłam się. Czekałam na jego krok.
-Nie rób nic głupiego.
-Już zrobiłam - Powiedziałam. Jego mięśnie napięły się w niemym pytaniu, a wtedy obróciłam się na pięcie i musnęłam jego usta. Byłam idiotką. Wiem.

***
-Zabije ją jak wróci! - Lucas spojrzał na rozwścieczoną Cami, która była na skraju wytrzymałości.
-Uspokój się - Powiedział łagodnym głosem, przygarniając ją do siebie.
-Czemu ona mi to robi? Chciałam dobrze. A jeżeli coś się jej stało? Już nie wiem co robić. - Była załamana.
-Nic jej nie jest. Zapewne  nocuje u Emmy.
-Nie. Dzwoniłam do niej. Są pokłócone. Co się dzieje z moją kruszynką? - Załkała cicho chowając twarz w ramieniu czarnowłosego. Pogłaskał ją po jej miękkich włosach, chcąc ją uspokoić. Oboje się zmienili. Czas ich zmienił. Nic nie można było na to poradzić. 
-Cami proszę - Szepnął słodko do jej ucha. - Nie myśl o najgorszym. Wiem, że się denerwujesz, ale wszystko będzie w porządku.
-Już sobie nie radzę - Powiedziała cicho - To mnie przerasta.
-Macierzyństwo? - Zaśmiała się krótko bez krzty humoru.
-Tęsknie za tym. Wiesz? Za wyładowaniem emocji na tych pieprzonych krwiopijcach - Mimo że nie był już jednym z nich te słowa i tak zabolały.
-Nie musiała z tego rezygnować.
-A jak sobie to wyobrażasz? Miałabym ją szkolić na łowce? Pozwolić jej na nocne wypady z kołkiem, martwiąc się czy jeszcze wróci?
-Cami kochanie to, że zamknęłaś ją w klatce też nic nie dało. Chce znać prawdę. Łatwiej byłoby, gdyby znała ją od początku - Odepchnęła chłopaka od siebie i spojrzała na niego oskarżycielsko.
-Nie chciałam dla niej takiego życia.
-Może powinnaś pozwolić jej wybrać? - Jej oczy zaszły mgłą smutku. Pokręciła głową i wybuchnęła płaczem. Osunęła się na kolana i schowała twarz w dłoniach. Czuła się tak rozdarta. Wiedziała, że popełniła błąd, ale może gdyby on tu był... Może było by inaczej. Lucas usiadł koło niej i mocno ją przytulił. Gdy ona płakała jego serce płakało razem z nią.


środa, 3 lipca 2013

Miłość

Jeden oddech, jedna łza. Tu w kałuży krwi upadły anioł łka. Na plecach wielkie, odwrócone, krwawe V. 
Odebrano mu skrzydła. Akt niesprawiedliwości.
 Zakochał się. 
Miłość to taka wielka zbrodnia.

Rozdział 7

Prawda, której uszy nie chcą słyszeć, ale serce się domaga.
Kłamstwo, które koi, ale duszy nie łata.
Chcesz żyć wolny, jak wiatr, ale zastanów się czego tak naprawdę ci brak.

Zastanowiłam się nad jego słowami. Czy tak naprawdę chciałam znać prawdę? Spojrzałam na niego wyzywająco.
-Tak. Chce wiedzieć wszystko. - Zacisnął zęby, jakby nie takiej odpowiedzi się spodziewał.
-Jestem stróżem. - Parsknęłam śmiechem.
-Aniołem stróżem? - Zażartowałam, ale on był poważny.
-Nie. Każdy łowca wampirów i jego potomstwo dostaje stróża. Nie wie o tym. Nie może. Prawo tego zabrania. - Otworzyłam usta, by coś powiedzieć, ale po chwili zrezygnowałam. - Twoja mama była jednym z najlepszych łowców, jej stróżem był Kris. Twój tata, który przy okazji też polował. Zdarza się to bardzo rzadko, ale jednak.  Camil jest wyjątkowa, bo jest w połowie wampirem. To stąd ten dziwny kolor oczu. Zabiła swojego ojca i dzięki temu zyskała władzę nad połową wampirów w Nowym Jorku i Paryżu. Zdobyła szacunek i uznanie, jakiego nawet nie ma starszyzna, ale wszystko oddała. Tylko po to, by uchronić cie od tego świata.  Popełniła błąd. - Moje myśli pędziły, jak opętane. Próbowałam to wszystko poukładać do kupy, ale nic nie chciało się uporządkować. Nic. Miałam wrażenie, że głowa mi zaraz eksploduje. - Popełniła błąd, bo ty nie jesteś zwykłym człowiekiem. Nie jesteś nawet kimś takim jak ona. Jesteś wyjątkowa.
-A co ciebie różni od zwykłego człowieka? - Wypaliłam, nagle wściekła.  Kącik jego ust uniósł się delikatnie do góry.
-Miałem wypadek i umarłem.
-Co proszę? Chcesz mi powiedzieć, że jesteś zombi i zjesz zaraz mój mózg.
-Moje zadanie, to chronić ciebie. Przywrócili mi życie za pomocą wampirzej krwi. Dzięki temu zyskałem parę nowych zdolności. - Odtworzyłam sobie w głowie co powiedział. Wszystko powoli i dokładnie, a potem spojrzałam na niego z przerażeniem.
-Powiedziałeś, że prawo tego zabrania, więc czemu mi powiedziałeś? - Przeczesał włosy palcami i zagryzł dolną wargę.
-Nie mogłem patrzeć jak się meczysz. Powinnaś znać prawdę.
-Jakie są tego konsekwencje? - Spytałam cicho.
-Mogą mnie od ciebie odsunąć, postawić przed sądem i spalić na stosie. - Widząc moją minę zaśmiał się cicho. - Dobra z tym ostatnim żartowałem, ale mogą pozbawić mnie, że tak powiem mojej pracy.  - Walnęła go w ramie i spuściłam głowę zawiedziona.
-Jak mogła mi nie powiedzieć? Ufałam jej, a ona całe życie mnie okłamywała. Nawet nie wiem kim jestem.
-Nie wymyślono dla ciebie określenia, ale jesteś potomkiem pół wampira i stróża. Zwariowana mieszanka.
-Dzięki. To było pocieszające. - Powiedziałam smutno.
-Przepraszam. - Położył rękę na mojej dłoni we współczującym geście. - Ale mi też nie było łatwo, gdy powiedzieli, że mam w sobie wampirzą krew.
-Co to był za wypadek? - Spytałam trochę ożywiona. Wolałam zboczyć na trochę inny temat.
-Lepiej o tym nie mówić. - Jego głoś stał się szorstki i odległy.
-Ale ja chce wiedzieć.
-Chyba powinnaś wracać do domu. - Wstałam i spojrzałam na niego z rezygnacją.
-Nie chce tam wracać. - Stanął obok mnie, na tyle blisko, że na skórze czułam jego oddech.
-Chcesz przenocować u mnie? - Głośno przełknęłam ślinę i przytaknęłam niepewnie. - Jedna noc. Potem wracasz do domu.
-Jedna noc. - Te słowa odbijały się echem w mojej głowie. - Tylko jedna.

***

Smród palącego ciała uderzył w jej nozdrza, ale nie odwróciła wzroku od palących się stosów. Było ich pięćdziesiąt i wszystkie płonęły żywym ogniem. Czy żałowała? Może odrobinkę, ale gdy poczuła ciepłe ręce na zaokrąglonym już brzuszku, żałować przestała. To miał być nowy początek dla całej ich trójki.
-To byli ostatni. - Usłyszała za sobą silny kobiecy głos. Odwróciła się twarzą do ciemnoskórej kobiety. Była w średnik wieku. Małe zmarszczki zdobiły jej czekoladowe czoło i oczy, ale była piękna. Długie falujące ciemne włosy odejmowały lat. 
-To dobrze. - Cami, gdy usłyszała, jak słaby jest jej głos odchrząknęła. 
-Postąpiłaś dobrze.
-Mam nadzieje. - Kobieta uśmiechnęła się lekko. Nie pasowała do roli władczyni łowców, ale przecież pozory mylą.
-Jesteś pewna, że chcesz odejść?
-Taką przyszłość sobie zaplanowałam. Z dala od smutku, łez i krwi.
-Rozumiem. Dojrzałaś moja droga Camil. Życzę ci wszystkiego dobrego,a gdy tylko będziesz chciała zmienić zdanie...
-Nie zmienię. - Pokiwała głową, jakby nie przekonana, jakby wiedziała coś oczym Cami nie zdawała sobie sprawy. 
-Mam nadzieje do zobaczenia.
-Nie obraź się, ale ja takiej nadziei nie mam.
-Niech bóg nad tobą czuwa. - Blondynka chwyciła rękę Lucasa i ruszyła w stronę wyjścia z wielkiej, szarej sali, wypełnionej dymem, krzykami i smrodem.
-Mogli dostać taką szansę jak ty. - Powiedziała, patrząc na czarnowłosego.
-Ale przed tym mogliby zabić tysiące niewinnych ludzi.
-Lucas czuje się winna. 
-Zrobiłaś to co uważałaś za słuszne.
-Ale jeżeli słuszne to wcale nie było?
-Tego dowiemy się później. - Szepnął jej do ucha, a potem ją pocałował. Czule i z uczuciem. Tak wielkim, że mogło zabić. Kochał ją. Oddałby za nią życie. Dręczyła go myśl, że kiedyś będzie musiał. - Kocham cie. Tak bardzo cie kocham.
-Wiem. Czuje w jaki rytm bije twoje serce. W rytm miłości. - Zaśmiała się i cmoknęła go w policzek. Na zawsze razem. - Pomyślała, a w oku zakręciła się jej łezka. Nie cofnęłaby czasu. Nawet gdyby miało to przywrócić Kris'a. Teraz wiedziała, że tak musi być, a on nad nią czuwa. Nad nią i ich córką.

poniedziałek, 1 lipca 2013

Rozdział 6

Księżyc wisiał wysoko na niebie, rzucają na szklane budynki niesamowity, srebrzysty blask. Mama za pewne się już o mnie martwiła, ale nie miałam najmniejszej ochoty wracać do domu. Czułam się tam obco, jakby nie był to mój własny dom. Spacerowałam Nowojorskimi ulicami, pełnymi życia nawet po zachodzie słońca. To miasto nigdy nie spało. Co miałam ze sobą zrobić? Tak to było dobre pytanie. Odpowiedzią na nie był dzwonek mojej komórki. Spojrzałam na wyświetlacz i wcisnęłam zieloną słuchawkę.
-Nie słyszałaś, jak dzwoniłam dziesięć razy wcześniej? - Słysząc rozwścieczony głos mamy, miałam ochotę się rozłączyć,  ale chyba nie mogłam dłużej jej ignorować.
-Nie, nie słyszałam. - Skłamałam.
-Wielka szkoda. Masz wrócić do domu.
-Nie chce.
-Lea. Proszę. - Jej ton złagodniał i chyba znów płakałam. - Błagam cie wróć, jeszcze coś ci się stanie.
-Co? Co mamo może mi się stać?! Wytłumacz mi! - Czułam jak telefon boleśnie wbija się w moją dłoń, ale nawet na chwilę nie poluzowałam uścisku.
-Jest wiele zagrożeń. Nie kłóć się ze mną tylko wróć do domu.
-Czemu nigdy nie umiesz odpowiedzieć konkretnie na moje pytanie? Czemu nie ułatwisz nam obu życia i nie powiesz prawdy?
-Przecież nie kłamie.
-Ale nie mówisz wszystkiego. Nie wrócę dziś do domu, a ty przemyśl sobie moje słowa. Kocham cie mamo. - Tymi słowami zakończyłam rozmowę, nie czekając na to co powie. Wyłączyłam telefon i schowałam go do kieszeni. Wiedziałam, że nie wracając na noc doprowadzę ją do nerwicy, ale musiała ponieść jakąś karę. Przystanęłam na chwile, rozglądając się dookoła. Czułam na sobie czyjś wzrok, ale nie mogłam tego kogoś zlokalizować. Marszcząc brwi, chciałam ruszyć dalej, ale poczułam czyjeś ręce na tali. Z wrzaskiem odskoczyłam od nieznajomego i odwróciłam się w jego stronę z wyrzutem.
-Co ty wyprawiasz koleś?! - Jego twarz ukryta była w cieniu, ale mogłam dostrzec, że się uśmiecha.
-Nie chciałem cie wystraszyć. - Jego głos był cichy i pociągający, ale mnie to tylko bardziej odrzucało i odstraszało.
-Szkoda, że nie pomyślałeś o tym wcześniej. - Powiedziałam i ruszyłam przed siebie.
-Ale nie uciekaj! - Zrównał się ze mną, przyglądając mi się natarczywie. Przyśpieszyłam kroku, ale to nic nie dało.
-Czego chcesz?
-Poznać cie bliżej. - Parsknęłam, próbując ukryć swój niepokój.
-Wybacz, ale ja nie mam na to ochoty. - Złapał mnie za przegub, zmuszając mnie tym do zatrzymania się. - Odwal się! - Warknęłam.
-Nie złość się kochaniutka. - Pochylił się w moją stronę i musnął moją szyje. Zadrżałam pod jego chłodnym pocałunkiem i poczułam mdłości.
-Odsuń się od niej. - Usłyszałam za plecami znajomy głos.
-Zjeżdżaj bo i tobie stanie się krzywda. - Te słowa przesycone były jadem. Cichy śmiech spowodował kolejną fale dreszczy.
- Powiedziałem zostaw ją w spokoju wampirze.  - Wampirze? Czy ja się nie przesłyszałam? Chłopak puścił moją rękę i odwróciła się do Kyle'a .
-No proszę bardzo. Tak myślałem, że to ty. Pieprzony obrońca niewiniątek.
-Cieszę się, że mnie zapamiętałeś, a teraz spieprzaj za nim pożałujesz. - Nieznajomy ukłonił się nisko i odszedł. Oniemiała patrzyłam na czarnowłosego, próbując znaleźć słowa, którymi chciałabym zacząć.
-Nie powinnaś szwendać się sama po nocy.
-Mówisz, jak moja mama. - Powiedziałam chłodniej niż zamierzałam.
-Przepraszam, za to co było rano. - Kiwnęłam głową i usiadłam na krawężniku, oplatając ramionami kolana.
-Chcesz mi powiedzieć, że to był wampir? Człowieczek z kłami pijący krew? - Zaśmiał się i usiadł koło mnie pocierając dłonie.
-Tak. Roi się ich tu mnóstwo.
-To śmieszne. Może powiesz mi jeszcze, że wilkołaki też istnieją.
-Muszę cie rozczarować, ale żadnego jeszcze nie spotkałem. - Spojrzałam na niego wielkimi oczami. W świetle księżyca, wyglądał jeszcze bardziej tajemniczo. Jego idealny profil domagał się, by uwiecznić go na fotografii, lub papierze.
- A ty? Ty kim jesteś? - Spojrzał na mnie uśmiechając się blado.
-Na prawdę chcesz wiedzieć?

Wiem, że ten rozdział wyszedł naprawdę krótki, ale wyjaśnienie chce napisać już w następny. Tak więc pozdrawiam i mam nadzieje, że się spodobał. :)