środa, 10 lipca 2013

Rozdział 8

Otwórz oczy, spójrz na świat.
Nie pozwól, by prawda ugrzęzła w snach.

Otworzyłam sennie oczy, przytulając się do miękkiej poduszki. Z kuchni dobiegała mnie cicha muzyka i nieregularne kroki. Spojrzałam na komórkę leżącą na szafce nocnej, stającej obok łóżka. Była wyłączona. Nie przypominam sobie bym ją wyłączała. Marszcząc brwi odkopałam się spod kołdry i przeciągnęłam się rozkosznie, ziewając przy tym. Wstałam, a pod nagimi stopami poczułam chłodną drewnianą podłogę.
Wczorajsze wspomnienia uderzyły we mnie niczym piorun. Zmącone obrazy i uczucia. Słowa Kyla: Twoja mama była jednym z najlepszych łowców. Usiadłam z powrotem na łóżku. Nie, opadłam na nie z braku sił. Próbowałam uspokoić oddech. Jak mogłam być taka spokojna wczoraj. Przecież to niemożliwe! - Pomyślałam, a wtedy przed oczami ukazała mi się twarz czarnowłosego chłopaka. On tak działał na mnie. Uspokajał mnie własną sobą. I kolejne wspomnie. Siedzimy u niego w salonie. Tak blisko siebie. Czułam jego ciepło, jego głęboki oddech. Pochyliłam się w jego stronę, ale on pokręcił głową i powiedział ze smutnymi oczami: ''Nie możemy''. Zalała mnie wtedy fala wściekłości. Nic więcej nie pamiętałam. To było wszystko. Nadmiar emocji mną targających, wykańczał mnie do reszty. Wstałam po raz kolejny. Tym razem podeszłam do drzwi i chwyciłam za klamkę, która ustąpiła pod moim naciskiem z cichym kliknięciem. Kyle stał przy kuchence mieszając coś w garnku. Nie miał na sobie koszulki, tylko spodnie dresowe nisko opuszczone na biodrach. Jego mięśnie robiły wrażenie. Miałam ochotę rysować ich kontury palcem po jego ciele. Oczywiście szybko wyrzuciłam to z głowy. Idąc w jego stronę potknęłam się o własne stopy i wylądowałam na tej przeklętej kanapie.
-To kara za zakradanie się - Zaśmiał się i odwrócił w moją stronę.
-Wcale się nie skradałam - Powiedziałam naburmuszona. Spojrzał prosto w moje oczy, ale szybko odwróciłam wzrok. Co on sobie myślał? Byłam taką idiotką chcąc go pocałować. Niech to szlag! - Prowadząc monolog w myślach wstałam i obciągnęłam koszulkę, która pożyczył mi jako piżamę.
-Wyłączyłem twój telefon. Nie chciałem, by twoja dobijająca się mama cie obudziła. - A więc to tak. - Kiwnęłam głową i westchnęłam ciężko.
-Chyba będę musiała do niej zadzwonić. - Uśmiechnął się do mnie ze współczuciem.
-Lepiej żebyś nie mówiła jej, że wszystko wiesz.
-Czemu? Chciałam jej zrobić awanturę. - Parsknął śmiechem, ale ja mówiłam serio.
-Dla jej własnego bezpieczeństwa. - Powiedział już poważnie.
-Co takiego może się jej stać? - Oblizał wargi i spojrzał na mnie spod przymrożonych powiek.
-Posłuchaj mnie. I tak już wiele ci powiedziałem. Nie mów jej i tyle.
-Okłamywała mnie przez całe życie, a ja nawet nie mogę jej tego wygarnąć!?
-Proszę. - Szepnął. Zacisnęłam usta w cienką kreskę patrząc na niego wyzywająco.
-Kim w ogóle jest Lucas? - To pytanie przyszło niespodziewanie. Nawet wcześniej o tym nie myślałam, ale zdawałam sobie sprawę, że i on coś kryje.
-Jeżeli ci powiem znienawidzisz go - Skrzyżowałam ręce na piersi.
-Mów - Zażądałam.
-Idź zadzwoń do mamy.
-Pieprzony gnojek! Myślisz, że się nie dowiem? - Wzniósł do góry brwi ze zdziwienia.
-Myślę, że nie.
-To źle myślisz - Warknęłam i wróciłam do sypialni. Chwyciłam za komórkę i ją włączyłam.
-Lea - Usłyszałam jego głos za plecami.
-Czego? Czego ode mnie chcesz? - Poczułam jego dłonie na tali. Nie odwróciłam się. Czekałam na jego krok.
-Nie rób nic głupiego.
-Już zrobiłam - Powiedziałam. Jego mięśnie napięły się w niemym pytaniu, a wtedy obróciłam się na pięcie i musnęłam jego usta. Byłam idiotką. Wiem.

***
-Zabije ją jak wróci! - Lucas spojrzał na rozwścieczoną Cami, która była na skraju wytrzymałości.
-Uspokój się - Powiedział łagodnym głosem, przygarniając ją do siebie.
-Czemu ona mi to robi? Chciałam dobrze. A jeżeli coś się jej stało? Już nie wiem co robić. - Była załamana.
-Nic jej nie jest. Zapewne  nocuje u Emmy.
-Nie. Dzwoniłam do niej. Są pokłócone. Co się dzieje z moją kruszynką? - Załkała cicho chowając twarz w ramieniu czarnowłosego. Pogłaskał ją po jej miękkich włosach, chcąc ją uspokoić. Oboje się zmienili. Czas ich zmienił. Nic nie można było na to poradzić. 
-Cami proszę - Szepnął słodko do jej ucha. - Nie myśl o najgorszym. Wiem, że się denerwujesz, ale wszystko będzie w porządku.
-Już sobie nie radzę - Powiedziała cicho - To mnie przerasta.
-Macierzyństwo? - Zaśmiała się krótko bez krzty humoru.
-Tęsknie za tym. Wiesz? Za wyładowaniem emocji na tych pieprzonych krwiopijcach - Mimo że nie był już jednym z nich te słowa i tak zabolały.
-Nie musiała z tego rezygnować.
-A jak sobie to wyobrażasz? Miałabym ją szkolić na łowce? Pozwolić jej na nocne wypady z kołkiem, martwiąc się czy jeszcze wróci?
-Cami kochanie to, że zamknęłaś ją w klatce też nic nie dało. Chce znać prawdę. Łatwiej byłoby, gdyby znała ją od początku - Odepchnęła chłopaka od siebie i spojrzała na niego oskarżycielsko.
-Nie chciałam dla niej takiego życia.
-Może powinnaś pozwolić jej wybrać? - Jej oczy zaszły mgłą smutku. Pokręciła głową i wybuchnęła płaczem. Osunęła się na kolana i schowała twarz w dłoniach. Czuła się tak rozdarta. Wiedziała, że popełniła błąd, ale może gdyby on tu był... Może było by inaczej. Lucas usiadł koło niej i mocno ją przytulił. Gdy ona płakała jego serce płakało razem z nią.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz